niedziela, 25 listopada 2012

historia druga: zaciekawienie

    Od kilku dni mieszkałam w Villach. Nigdy nie przypuszczałabym, że osiedlę się właśnie w tym mieście. Wiedziałam jednak, że za dwa miesiące muszę podjąć właściwą decyzję. 

     Lato w Austrii było cudowne. Temperatura sięgała około trzydziestu stopni, a na szczytach gór było mnóstwo śniegu. Przez kolejny tydzień nikogo nie poznałam. Ciekawiła mnie różnorodność kultur w tym mieście. Mnóstwo obcokrajowców- czyli szansa na poznanie nowych ludzi. Od samego rana siedziałam na werandzie i zastanawiałam się nad swoim życiem. Postanowiłam w końcu wziąć się za siebie i stworzyć dla siebie przyszłość. 

    Następnego dnia udałam się do centrum sportów zimowych w mieście. Mój obecny dom znajdował się pięć kilometrów od placówki. Postawiłam jednak na poobiednią rozgrzewkę. Wiedziałam, że nie byłam w najlepszej kondycji, więc lekkim truchtem podążyłam w stronę ogromnego gmachu. Po drodze wpaam w wielką zadumę. Myślałam o swojej babci i Oskarze. Każde wspomnienie przynosiło mi ból. Prawie zapomniałam już o tym. Jednak cząstka mnie czuła, jakby to wszystko zdarzyło się wczoraj. Miałam ochotę zatopić usta w zimnym whisky. Wtedy poddawałam się chwili, nie mogłam w stanie o tym myśleć, ponieważ alkohol zajmował wolne części mojego ciała. Czułam się z tym dobrze, niestety z czasem przychodziły wyrzuty sumienia.

    Po półgodzinie stawiłam się pod budynkiem z napisem: "Villach - Sportzentrum". Odruchowo przeczesałam włosy i wytaam chustką małe kropelki potu z mojego czoła. Przekroczyłam próg centrum i podążyłam w stronę informacji. Ręce potwornie mi się trzęsły. Przecież nie będą trenować dziewczyny z Warszawy. Po chwili zamyślenia wydobyłam z siebie resztki siły i zdołałam się zapytać o biegi narciarskie. Młoda szatynka pokiwała lekko głową, po czym skierowała mnie do pokoju numer siedem. Podziękowałam jej, po czym ruszyłam żwawo na górę. To była moja jedyna szansa, chciałam w końcu zacząć solidnie trenować i rywalizować z najlepszymi. Niestety wiedziałam, że przede mną długa droga. Zapukałam energicznie do drzwi gabinetu.
- Dzień dobry. Jestem Magdalena Sztur, miałam zgłosić się do pana w sprawie biegów narciarskich - zaczęłam niepewnie.
- A faktycznie, usiądź. Ma pani osiemnaście lat... Skąd pochodzisz? - zapytał po chwili. Prawdopodobnie nazywał się Karl Esterberg. Był człowiekiem w średnim wieku, ale jego widok przyprawiał mnie w lekkie zakłopotanie. Wyglądał na trzydziestolatka, więc nie wiedziałam, jak mam się do niego zwracać. Jeszcze raz dokładnie mu się przyjrzałam.
- Pochodzę z Polski, ale obecnie mieszkam tutaj. 
- Miałaś już styczność z tym sportem?
- Tak, często startowałam w okresie zimowym w zawodach i osiągałam już drobne sukcesy.
 - Chciałabyś znowu zacząć trenować?
- Zdecydowanie.
- Jutro zaczynają się początkowe treningi. Staw się koło godziny dziesiątej pod skocznię narciarską, tam jest krótka trasa sprinterska, więc sprawdzimy twoje umiejętności. Tylko nie myśl, że od razu dostaniesz się do kadry. Przy okazji poznasz resztę drużyny - uśmiechnął się lekko. Nie wiedziałam, co miałam powiedzieć. Pierwszy raz życie dało mi taką szansę. Nie mogłam jej zmarnować, musiałam pokazać innym na co mnie stać. Życie dało mi w kość, ale postanowiłam to zmienić. 

    Kiedy wychodziłam z centrum, szłam powolnym krokiem w stronę domu. Miałam dziwne przeczucie, że ktoś mnie obserwował. Co chwilę odwracałam się, aby upewnić się, czy nikt za mną nie idzie. Przyspieszyłam tempo. Byłam bardzo przewrażliwiona na tym punkcie, ponieważ kiedy miałam osiem lat, napadł na mnie jakiś pijany człowiek. Walczyłam z nim i ostatecznie wygrałam. Po tym bałam się normalnie wychodzić z domu. Tego wieczoru miałam ochotę wybrać się do pobliskiego klubu, aby uczcić swój sukces. Niestety samotnie. 

     Tym razem nie myliłam się, ktoś szedł za nią. Miał ciemnofioletowy kaptur i duże słuchawki na uszach. Niestety tylko to mogłam dostrzec. Było już dosyć ciemno. Zaczęłam biec. Serce biło mi, jak oszalałe. Po chwili usłyszałam ciężkie kroki za sobą, obejrzałam się ponownie za siebie. Blondyn skracał dystans pomiędzy nami. Do domu miałam około dwóch kilometrów. Musiałam natychmiast skręcić. Udałam się w stronę opustoszałego domu. Nie miałam dokąd uciec. Bałam się najgorszego. Bałam się tego, że koszmar sprzed dziesięciu lat się powtórzy. Skryłam się w jednej z obrośniętych, drewnianych chat. Miałam nadzieję, że mnie nie znajdzie. Osunęłam się lekko, po czym próbowałam apać oddech. Mój spokój nie trwał długo, usłyszałam dźwięk kliszy w aparacie. Przeraziłam się. To on robił mi zdjęcia, ten sam mężczyzna, który biegł za mną te trzy kilometry. Nie mogłam czekać, ani chwili dłużej. Miałam dość natrętnego nieznajomego, chciałam wrócić do domu i cieszyć się z przyjęcia do klubu. Czemu robił mi zdjęcia? Nic przecież nie było we mnie nic interesującego, ani pociągającego. Zdenerwowałam się, choć byłam dość opanowaną osobą. Wlaam na pobliski płot, aby przedostać się na drugą stronę ulicy. Zauważyłam po chwili, że chłopak się ulotnił. Coraz bardziej ciekawił mnie fakt, kto krył się pod tym kapturem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz