niedziela, 25 listopada 2012

historia siódma: kuchenne rewolucje


Ujrzałam niebo. Było przecież tak blisko. Nie dostałaś się tam Magda, więc możesz tylko patrzeć do góry i zobaczyć błękitne sklepienie, które jest ci tak dalekie. Za bardzo starałaś się tam dostać, a tak naprawdę nie wiesz, jakie byłyby tego konsekwencje. Upiłaś się, śmiałaś się, postawiłaś jeden zachwiany krok i dalej pustka. Pustka, która do końca życia będzie cię dręczyć. Zostałaś sama i nie masz nikogo. Rozumiesz to? Nikt Ci już nie pomoże...

Każdy dzień wygląda identycznie. Budziłam się i miała tę wizję przed oczami. Leżałam na oddziale i gapiłam się w białą ścianę, na której widniała pustka. Zastanawiałam się, dlaczego Bóg dał mi drugą szansę? Chciałam znaleźć się blisko rodziny, najbliższych przyjaciół. A teraz? Zostałam z całą drużyną austriacką, która jest równie popieprzona jak ja. Z jednej strony może dogadamy się w Nowej Zelandii, a tak naprawdę, to widziałam w tej "niedalekiej przyszłości": kłótnie, spory, docinki ze strony Morgensterna. Mi zależy na tym, aby zmienić na trochę otoczenie. Poznać nowych ludzi, a co najważniejsze poprawić technikę dowolną. Karl oznajmił mi, że w takim tempie rozwoju jaką prezentuję w ostatnich tygodniach, mogę spokojnie zacząć startować w Pucharze Świata, który zaczyna się za niecałe dwa i pół miesiąca. Musiałam pokazać wszystkim, że nie byłam tylko nic nie wartą dziewczyną, ale stać mnie na coś więcej. Chciałam się w jakiś sposób dowartościować. A kariera biegaczki narciarskiej miała mi pokazać magię sportu i prawdziwe uroki bycia coś wartym[...] Otworzyłam wielką czarną walizkę z napisem "Austria Team" i zaczęłam się pakować. Po chwili chwyciłam za ramkę, która stała na mojej etażerce. Na zdjęciu byłam ja, matka i ojciec. Wtedy byliśmy szczęśliwą rodziną. Kochali mnie, a wolny czas starali się spędzać ze mną, z ich własną i jedyną córką. Nie docenili tego, co dostali od życia. Zajęli się pracą. A gdy przychodziły wakacje, oni woleli lecieć do ciepłych krajów, a malutką Magdę zostawić pod opiekę schorowanej babci. Czułam się upokorzona i zapewne teraz nawet nie interesują się tym, co ze mną się dzieje. Nie chciałam płakać, ponieważ wiedziałam, że to nic by nie zmieniło. Jedynie na co mogłam się wysilić, to ironiczny uśmiech, który tak naprawdę przesiany był bólem i cierpieniem. Nagle wzrokiem natknęłam się na fikuśną bieliznę, którą pomógł mi wybrać Kofler. Chwyciłam materiał, po czym pokręciłam lekko nosem.
- Sztur, jak masz się bawić, to czemu masz tego nie wziąć? - uniosłam pytająco jedną brew, jakbym miała oczekiwać na odpowiedź od Magdaleny numer dwa.
- Weź to! Może uwiedziesz jakiegoś matoła? - no i moja wyobraźnia wzięła górę.
- No w sumie...Greg i Andi to niezłe dupy.
- Jest jeszcze Morgenstern. Pamiętasz? - i włączyła się czerwona lampka oznaczająca ostrzeżenie. Zakończyłam swój dialog. Szybko ogarnęłam swoje niestosowne myśli związane z fantazjami na temat skoczków. No, ale może być ciekawie.

"Gregor Schlierenzauer!" - tak te słowa padały z ust napalonych fanek. Dobra kiedyś to "sławnego" Gregora cieszyło, ale teraz... Może problem był w tym, że ta dziwna osoba ( czytaj: Magdalena Sztur ) namieszała mi w tym pustym łbie. Może dlatego, że mnie średnio lubiła, a może to, że świetnie wyglądała w koronkowej bieliźnie? Chwila...Schlierenzauer lubi to. Ale musiałem odpędzić te złowrogie rzeczy z pięknej główki. Chciałem wygrać zakład, a nie zakochiwać się w jakiejś Polce. Zacząłem się bać, że zaczynałem być dobry.

Miałem przed oczami twoją twarz, twój uśmiech to wszystko, co od pewnego czasu tkwiło w mojej głowie. Nie powinienem tak robić, byłem z Kristiną. To ją kochałem. To jej powierzyłem cząstkę siebie i z nią zamierzam spędzić resztę życia. Zauważyłem blondynkę, która bezwładnie leżała na łóżku. Widać było na jej twarzy lekki uśmiech. Upiłem łyk czarnej kawy i nagle przed oczami pojawiłaś się ty. Odpychasz mnie od siebie, ja ciebie również, dlaczego tak to działa? Twoje słowa bolały. Byłem twoim idolem, a tak cię potraktowałem. Przyjęłaś to z godnością, choć w twoich oczach widać było pustkę i żal. Jesteś nieszczęśliwa. Straciłaś wszystkich których kochałaś. Nie masz nikogo. Dziwię ci się jak ty jeszcze normalnie funkcjonujesz? Pomóc ci? Mogę, ale zaufaj mi choć trochę. Nie wymagam więcej, ale pozwól mi ciebie poznać.
- Thomas wychodzimy do cholery! Musimy jeszcze jechać po Kristinę! - zawołał mój wróg numer jeden, a zarazem mój przyjaciel - Gregor.
- Spokojnie...ja teraz prowadzę rozkminy życiowe, więc mi nie przeszkadzaj.
- Ja ci dam zaraz te twoje rozkminy Morgenstern...to cię twoja matka nie pozna! Ruszaj dupę i chodź - no i pozbyłem się go, wiedział, że jeśli Thomas zastanawia się nad swoimi poczynaniami, nie warto wchodzić mu w drogę. Jednakże odłożyłem kubek kawą i pospiesznie udałem się w stronę samochodu.
Patrzyłam na długi pas startowy, przy czym widziałam w oddali rozciągający się krajobraz austriacki. Uśmiechałam się lekko pod nosem i podziwiałam wznoszący się ku niebu samolot. Też miałam się tam znaleźć...Zamknęłam delikatnie oczy i znowu wspomnienia powróciły. Zostawiliście mnie wtedy na Okęciu. Śmialiście się, że zostawiacie Magdę w domu. Zostanie z chorą babcią i do końca swoich dni będzie żyła długo i szczęśliwie bez rodziców. Jeżeli obstawialiście taki scenariusz to się przeliczyliście. Dokładnie pamiętałam, jak musiałam wyłudzać pieniądze od niewinnych ludzi, ponieważ nie miałam jak opłacić mieszkania. Babcia zmarła, a oni? Porzucili mnie. Na szczęście ciocia Marlena pomogła mi jakoś pozbierać się z tego dołku. No, ale nie czas na odtwarzanie dawnych zdarzeń.
- Magdaleno! - krzyczał głośno Karl, który był pochłonięty konwersacją z Pointnerem. Jednak tamten żył w innym świecie. Patrzył się na sklep z napisem "Engel Rose" i od czasu do czasu można było zaobserwować uśmiech na twarzy szkoleniowca. Ach Alex... był dziwnym człowiekiem.
- O Sztur, wyglądasz prawie jak człowiek! - przywitał się ze mną Kofler, po czym złożył delikatny pocałunek na moim policzku. 
- Czemu prawie? - udałam obrażoną.
- No bo...hmm...coś mi w twojej twarzy nie pasuje. Masz wory pod oczami! - wskazał palcem na okolice górnej partii głowy. 
- Cholera jasna...jakie ty masz problemy, dzisiaj wory, wczoraj paznokcie. Grabisz sobie.
- Za to mnie kochasz prawda? - wystawił mi figlarnie język i zilustrował mnie ponownie wzrokiem. - Jest szansa, abym podczas pobytu w tamtej wsi zobaczył cię w tej seksownej bieliźnie, Meg? - wyszeptał mi lekko do ucha.
- Kofler! Nie w miejscu publicznym o takich rzeczach!
- Ja się chciałem tylko zapytać...
- Może, ale nie licz na to w najbliższym czasie. Nie. Pomyłka...nie pytaj o to więcej, ponieważ moja odpowiedź brzmi: nie! - na tym zakończył się nasz pasjonujący dialog, gdyż zjawiła się cała drużyna, plus wyrzutek numer jeden - filigranowa, w miarę szczupła blondynka, z krągłymi atutami, platynowymi blond włosami, lekką tapetą na twarzy oraz różowymi okularami na głowie. Szczerze mówiąc, to mnie zemdliło. Kiedy zauważyłam, że trzymała rękę Morgensterna myślałam, że wybuchnę śmiechem, ale nie mogłam tego zrobić ( to znaczy nie w tamtej chwili ).
- Cześć - przywitał się ze mną niepewnie Gregor. Kilka pomrugałam swoimi krzywymi gałami na skoczka i wyglądał tak pociągająco, że aż kolana się pode mną ugięły. Poczułam zapach jego perfum i jakbym była postaciom z bajki w moich oczach pojawiłyby się serca. Nawet nie odpowiedziałam Schlierenzauerowi, ponieważ miałam za zadanie zrobić "dobre" wrażenie na niejakiej pani Cernicic. Podałam jej rękę na przywitanie, ale poczułam silny ucisk na swojej dłoni, więc szybko ją zabrałam i wykrzywiłam lekko usta z bólu. Zauważyłam, że na mojej skórze pozostała pomarańczowa plama od fluidu. Moje poruszenie spostrzegli skoczkowie.
- Uuu, coś mi tu śmierdzi Gregor.

Dostaliśmy się na pokład samolotu. Chciałam siedzieć przy oknie, w sumie to nienawidziłam latać tego typu maszynami, ale tym razem kusiło mnie, aby popatrzeć trochę na świat z góry. Każdy przepychał się w stronę wyznaczonych miejsc. Nagle poczułam czyiś ciężar na swoim drobnym ciele.
- Auć...Uważaj jak chodzisz! - odwróciłam głowę w stronę tego "kogoś". Myślałam, że wybuchnę ironicznym śmiechem... No bo Magda musiała mieć szczęście do Thomasa.
- Przepraszam. Wiesz co? Idź szybciej i nie gap się na mnie. Wiem, że jestem przystojny i tak dalej, ale czas goni - wyszczerzył się, przy czym pokazał szereg swoich śnieżnobiałych ząbków.
- Nie pochlebiaj sobie. Do ideału ci brakuje to po pierwsze, a po drugie weź swoje "coś" z moich pleców.
- Zadziorna jesteś kochanie, ale musisz ze mną wytrzymać te kilka tygodni - fala ciepła rozeszła się po moim ciele, a w oczach pojawił się niepokój.
- Morgenstern...jesteś taki pusty. Ubliżaj mi dalej, ale i tak to ci nic nie da - odczepił się, przynajmniej na chwilę. Wypuściłam z płuc powietrze i oddaliłam się na jakieś sześć metrów.
- Magda siedzisz ze mną i z Gregorem.
- Raczej nie.
- Zakład?

Nie jestem najlepsza w wygrywaniu, więc teraz też mi się nie poszczęściło. Siedziałam  pomiędzy playboyem (czytaj: Schlieren) i tym ćwokiem. Przygryzłam nerwowo wargę i zapięłam pas bezpieczeństwa. Wdech, wydech, wdech, wydech...to tylko start. Nic się nie stanie. Ptaki nie wlecą do silnika, nie ma mgły, nie zgaśnie silnik. Lecieliśmy do Moskwy. Stamtąd do Indii, a potem to już tylko Nowa Zelandia. Wbiłam paznokcie w fotel samolotu i zamknęłam szybko oczy, kiedy usłyszałam jak maszyna gromadziła energię, którą potem wykorzystywała przy starcie.
- Ej nie bój się - usłyszałam po chwili kojący i spokojny głos. Spojrzałam w stronę Gregora i wysiliłam się na niepewny uśmiech. - Pomyśl, że zaraz będzie już dobrze, nic się nie stanie. Hmm... po prostu przestań o tym tak myśleć. - Może jednak ten "seksowny" debil ma rację? W ogóle o czym ja myślę?
- Zaraz wybuchnę. Schlierenzauer ten twój podryw, chyba nie robi na niej dobrego wrażenia...
- Zamknij się.
- Dobra bądźcie cicho matoły, bo mnie coś trzaśnie! Boję się latać samolotem, a ty Morgen wszystko pieprzysz.
- Kotku przesadzasz. Popatrz na to z innej perspektywy, jak dolecimy żywi to będziesz mnie mieć przez kolejne tysiące godziny wyłącznie dla siebie.
- Twoje niedoczekanie. Masz Kristinę, a tak po za tym musiałam przez następne półgodziny zmywać warstwę pomarańczowego gówna z mojej ręki. Naucz swoją dziewczynę zmywać fluid z rąk, to wtedy pogadamy - jak mi przykro Morgen, ale może to nauczyło go choć trochę respektu. Widać było zakłopotanie ze strony skoczka, więc szybko odwrócił głowę w kierunku Fettnera. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, po czym wypuściłam powietrze z płuc, gdyż zorientowałam się, że podczas naszej kłótni samolot dawno wzniósł się w powietrze. Położyłam delikatnie głowę na ramieniu Gregora rozkoszując się przy tym wonią męskich perfum i szybko udałam się do krainy Morfeusza.

Czemu musiałem być taki wredny i arogancki? W ogóle co mi przyszło do głowy? Przecież była Kristina i to się liczy, a ja oczywiście musiałem być debilem i pieprzyć Magdzie o jakiś głupotach. Nigdy wzbudzałem w niej zaufania, jeżeli  tak się zachowywałem. Tylko  zawsze mnie korciło, aby palnąć coś głupiego. Może taka była moja natura? Przypomniał mi się zakład z Gregorem. Na razie widać, że zaczynał działać, a to mnie jeszcze bardziej niepokoi. Tylko niestety zauważyłem, że Schlierenzauer zaczął zachowywać się dość nietypowo, jak na siebie. Na pewno do tego przyczyniła się ta dziewczyna, ale co ona może mieć w sobie, aż tak wyjątkowego, że potrafiła zmieniać ludzi na lepsze, jak tak naprawdę miała ciężką przeszłość? […] Spała tak słodko. Ciężko oddychała i delikatnie opierała swoją głowę o ramię Gregora. No właśnie...Gregora. Nie wiedziałem dlaczego, ale czułem się odrzucony. Kristina znajdowała się przede mną, ale ona jakoś mnie nie interesowała. Niestety zaintrygowała mnie mała, szczupła blondynka, która miała przesrane w życiu, została porzucona i na dodatek mnie nienawidziła. Przełknąłem ciężko ślinę i spojrzałem jeszcze raz na dziewczynę. Nigdy nie przypuszczałem, że Polka mogłaby mi zaimponować. Kochałem Kristinę, ale Magda Sztur całkowicie przejęła mój umysł.

 Zimno. Cholernie zimno. Wiedziałam, że w Nowej Zelandii panowała zima, ale o takich temperaturach mnie nie poinformowano. Austria. Kraj znany z pięknego lata i srogich zim, ale przenieść się z trzydziestu stopni do zaledwie dwóch...Poczułam podmuch ostrego powietrza, który szybko dostał się do moich płuc. Zaczęłam się trząść, gdyż na sobie miałam tylko bluzę polarową. Poczułam, że ktoś narzuca mi na plecy grubą, puchową kurtkę. Odwróciłam się i ujrzałam Thomasa, który oddał mi kurtkę. Nic nie powiedział. Żadnego najmniejszego słowa. Odszedł. Spojrzał się na mnie jedynie przepraszająco. Może byłam okrutna, ale nie podziękowałam mu. Co z tego, że dał mi kawałek materiału, jak i tak postępował, jak świnia? Przez całą drogę słuchałam „interesującej” rozmowy Andreasa i Gregora, która dotyczyła zboczonych myśli obojga skoczków. Natomiast Thomas szedł w pewnej odległości za nami. Wydawało mi się, że na chwilę odciął się od rzeczywistości. Może moje słowa chociaż trochę na niego poskutkowały. Widać, że chłopak był zagubiony. Nienawidziłam go, ale zrobiło mi się żal, gdyż nawet nie miał ochoty iść z Kristiną. 

– Magda, ty będziesz dzieliła pokój z Andreasem i Gregorem – poinformował mnie Karl.
– Ty Thomas z Kristiną, a dziewczyny razem – dodał z ironicznym uśmiechem Alexander. Tego mi trzeba było...nie dość, że musiałam dzielić pokój z panem A i panem G, to za ścianą musiałam słuchać Morgensterna i jego lalę. Boże daj mi siły... Nagle zauważyłam, że ktoś podał mi walizkę. 
– Wiesz co? Nie mam siły tego taszczyć. Mam nadzieję, że zrobisz coś z tym.
– Kristino...nie. Przykro mi, ale nie będę wnosić na górę twoich zasranych tobołków. 
– W tym ubraniu przypominasz mi trochę boya hotelowego, więc wybacz słońce.
– Słońce? Boy hotelowy? Co ty sobie wyobrażasz?! 
– Nie gorączkuj się tak, bo będziesz mieć zmarszczki...
– Kristina, jasna cholera! Zejdź mi z drogi, bo zrobię coś z twoją „śliczną” mordą – oddałam walizkę blondynce i szybko ją wyminęłam. Jeszcze chwila i bym znowu musiała dotknąć tej pomarańczowej gęby. Idę się zabić panie i panowie, już mam dość...Otworzyłam drzwi do wielkiego pokoju, w którym znajdowały się trzy oddzielne łóżka. Wparowałam szybko do pomieszczenia i rozłożyłam się. Po chwili poczułam jak ktoś bezczelnie siada na mnie okrakiem. Od razu poczułam ściśnięcie w żołądku. 
– Wygodna jesteś Magda – wymruczał mi do ucha Andreas, a zaraz po tym poczułam na sobie kolejnego skoczka ( czytaj: Gregor )
– Potwierdzam! - wykrzyczał blondyn.
– Weźcie zejdźcie ze mnie, wiecie, że to dziwnie wygląda? 
– To jest początek Sztur – odpowiedzieli razem. - Pod wieczór mamy zamiar grać w butelkę. Masz się stawić w kuchni. 
– Mam rozumieć „Sex in the kitchen” ? 
– Czytasz nam w myślach – poczułam jak powoli schodzą z mojego „biednego” ciała. - Na wszelki wypadek weź tę seksowną bieliznę. – Kofler puścił mi oczko i razem ze Schlierenzauerem udali się na dół. 

Usiadłem wygodnie w fotelu i zacząłem sączyć latte. Kristina utknęła w łazience już dobre pięćdziesiąt minut. A ja z każdą chwilą uświadamiałem sobie jakim jestem kretynem. Myślałem o drugiej kobiecie, a swoją ukochaną miałem pod nosem. Zastanawiałem się, jak do niej dotrzeć. Do Magdy. Może jednak pod tą warstwą zła, kryje się dobra osoba? […] Ubrałem na siebie koszulę i T-shirt. Rozczochrałem włosy i powolnym krokiem zmierzałem na dół. Szczerze mówiąc ostatni raz grałem w pokera kiedy miałem szesnaście lat. A od tamtego czasu trochę minęło. Wszyscy byli już w kuchni. Znowu ujrzałem ciebie kretynko. Nienawidziłem cię i dlatego myślałem o tobie? Patrzyłaś się na mnie, a ja uciekałem wzrokiem. Nie mogłem na spoglądać na twoje smutne oczy, które przeze mnie cierpiały. Wstydziłem się siebie, ale co mogłem zrobić?
– No to zaczynamy panie i panowie – rozpoczął Loizl, który szybko rozdał wszystkim karty. Oczywiście nie obyło się od dużej dawki alkoholu, która z każdą sekundą przedostawała się do krwi, co również skutkowało rozluźnieniem się atmosfery w ekipie.
– Piąta partia i tylko skarpetki poszły w ruch. Jasna cholera... - westchnął załamany Andi przez co rzucił karty na stół. - Ja tak się nie bawię! 
– Kofler teraz idą dolne i górne części garderoby, więc nie obrażaj się! - krzyknęłam głośno. O nie...czyżbyś Magdo zaczęła czuć promile w swoich żyłach?
– O! Andreas lubi... 
– To nie marudźcie, jak stare baby – kolejna partia minęła tak samo głupio jak poprzednia, ponieważ każdy znajdywał rzecz do oddania, więc dlatego postanowiłam trochę pozmieniać reguły tej gry. - Jakie z was głupki. Nie ma tak! Albo zdejmujecie gacie, majtki, stanik i tak dalej lub ta zabawa skończy się tylko chlaniem wódki. Wybierajcie. 
– Magda ma rację, ja się zgadzam i nie tchórzcie – odpowiedział już nieźle pijany Schlierenzauer. Wzięłam od Wolfganga karty i ponownie je rozdałam. 
– Kareta! - wrzasnął Andreas. 
– Trójka... - odpowiedziała Kristina wraz z Martinem.
– Full ! - wybuchnął Gregor. 
– Parka... - odparliśmy zgodnie z Thomasem. 
– No nareszcie. Zdejmujecie bluzki i tańczycie na stole, tak trochę dla rozbudzenia towarzystwa  - spojrzeliśmy na siebie wymownie. 
– Ja podejmuję wyzwanie Morgenstern, a ty? - wyszeptałam mu do ucha kusicielsko. Jak ja lubię być podła i wredna...Powoli zdjęłam swoją kremową tunikę i wdrapałam się na stół. Szarpnęłam blondyna za koszulę i zaraz zjawił się koło mnie. Wirowaliśmy w rytm jakieś klubowej muzyki. Zaczęłam odpinać mu guziki, a następnie pozbyłam się jego T-shirtu. Poczułam jak dreszcz przeszywa moje ciało. Thomas złapał mnie w talii i rozpoczęliśmy nasz „taniec”. Dłońmi zniżyłam się do umięśnionych pleców skoczka, a jego ręce przesuwały się coraz niżej. Nagle zaczęło mi się potwornie kręcić w głowie. W uszach zaczęło mi szumieć, a dalej nic nie pamiętałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz