niedziela, 25 listopada 2012

historia szósta: metody wychowania

   Czemu kiedy zaczynało mi się układać życie, ktoś musiał je od razu rozwalić? Moje dobre wspomnienia w stu procentach zostały zastąpione pustką i cierpieniem. Od kilku dni nie wychodziłam z domu. W tym tygodniu Karl kazał nam dużo odpoczywać i poprawić wszelkie błędy. Przez kolejne dwadzieścia cztery godziny siedziałam na łóżku i nic nie robiłam. Starałam się o niczym nie myśleć. Thomas, Gregor, Andreas, Katrina, babcia - wszystkie te osoby poszły w niepamięć, a ja próbowałam nieudolnie skoncentrować się na biegach. Myślałam nad najróżniejszymi taktykami, które za kilka miesięcy przyniosą efekty w Pucharze Świata. Trener chciał za wszelką cenę wystawić mnie na zawody, ponieważ widział we mnie potencjał, który w tych czasach jest rzadko spotykany u dziewczyn. Esterberg stwierdził, że kobietom w moim wieku chodzi wyłącznie o pieniądze i sławę. On potrzebował osoby, która całym sercem odda się tej dyscyplinie [...] Koło godziny czternastej postanowiłam trochę potrenować. Wybrałam się na krótką trasę sprinterską wzdłuż Alpenareny. Z każdym dniem w Villach było coraz chłodniej. Czuć było w powietrzu wczesną jesień, która lada moment miała zagościć miasto. Jako rozgrzewkę postanowiłam obiec kilka razy skocznię. Nikogo nie było. Po dwudziestu minutach truchtania założyłam biegówki i odpowiedni strój. Ustawiłam się na starcie i ruszyłam. Nie śpieszyłam się, skupiałam się głównie nad moimi błędami. Postanowiłam przyspieszyć. Nagle mnie olśniło. Źle panowałam nad ciałem. Przez co wytrącałam się z rytmu. Jeszcze raz się zerwałam, ale tym razem myślałam dokładnie nad każdym ruchem. Wpadłam w trans. Na podbiegach wszystko wyszło znakomicie. Brakowało mi spokoju w bieganiu. Szczerze mówiąc mój krok łyżwowy można określić, jako ruch jakiejś galarety, czy coś w tym stylu. Udało mi się, wystarczy tylko chwila spokoju. 

W tym samym czasie...

- Nie rozśmieszaj mnie Schlierenzauer! - wybuchnąłem głośnym śmiechem. 
- Naprawdę Pointner znalazł mnie na jego podwórku zlanego w cztery trupy. Ty za to zdrapałeś lakier z mordy Alexa, a jutro powinniśmy jechać na zgrupowanie do Val di Fiemme.
- Jak to?! Co ty do cholery mówisz? Jaki lakier, jaki autokar? Gregor zabić cię, to jednak za mało! 
- Uspokój się kretynie, nie dość, że uprzykrzasz życie innym to...
- Ja uprzykrzam ?! Komu niby ?!
- A ta cała akcja z Magdą, mogłeś trochę z niej zjechać. 
- Przestań, bo zaraz pomyślę, że obudziła ci się dobra strona. 
- Thomas to tylko czysta gra, ale pomyśl. Kiedy ostatnio gadałeś z Kristiną ?
- Po co ją wtrącamy do tej? Ona nic do tego, a ty przestań mi mówić co mam robić - zmierzyłem blondyna wzrokiem, po czym wyszedłem z domku. Chciałem zniszczyć wszystko, co stanęło na mojej drodze. Wiedziałem, że Alex był zdolny do wywalenia mnie z drużyny. Po za tym to nie pierwszy raz w którym mu podpadłem. Nagle zauważyłem drobną blondynką, kiedy odwróciła głowę okazało się, że to Szturowa. 

    Znowu zabolało. Chciałam go oficjalnie zniszczyć. Po kilku sekundach wlepiania we mnie oczu, podszedł do mnie. 
- Co ty tutaj robisz
- Morgenstern inteligencji za grosz. Zobacz mam biegówki na nogach, a to jest trasa sprinterska. Domyślasz się teraz?
- Dobra nieważne. Widziałaś gdzieś Alexa? 
- Nie, po co ci ta wiadomość? 
- Ukrywam się, bo zjebałem sprawę. 
- Nie pierwszy raz. Nie chcę mi się z tobą dalej gadać, więc żegnam. 
- Słuchaj może to dziwnie zabrzmi, bo to nie w mojej naturze, ale...przepraszam za tamto w galerii. 
- Nie rozśmieszaj mnie. Daruj sobie te przedstawienie. Zamiast prawić mi kazanie, o tym jaka to jestem okropna, powinieneś lepiej mnie poznać, aby powiedzieć coś takiego. Teraz to tylko cholernie boli, bo starałam się zapomnieć. Jestem sama jak palec. Nic mi w życiu nie wyszło. Byłam twoją fanką, rozumiesz to matole? Miłość platoniczna do ciebie zniszczyła wszystko. Nie pytaj o nic już więcej - wyminęłam go. Powiedziałam mu wszystko, co leżało mi na sercu. Nie chciałam nikogo oszukiwać, więc dałam mu powód mojej nienawiści do niego. Może się ze mnie śmiać, było mi już wszystko jedno. 

    Te słowa doszły do mnie dopiero po jakimś czasie. " Miłość platoniczna do Ciebie zniszczyła mi wszystko" - co to oznaczało? Miałem dużo fanek, a dlaczego właśnie ja? Stałem jak głupi pod skocznią i patrzyłem się dokładnie w jeden punkt. Nie myślałem nawet nad konsekwencjami mojego zachowania. Nigdy nie martwiłem się o ludzi. Nawet wtedy, kiedy Kristina miała poważne problemy. Starałem się tym nie przejmować i iść dalej przez życie. Nie tracąc minuty dłużej wsiadłem do samochodu i chciałem odwiedzić blondynkę.

    Stałem pod drzwiami dziewczyny i zastanawiałem się, czy na pewno dobrze robiłem odwiedzając ją po tylu tygodniach. Szczerze mówiąc nawet nie wiedziałem, czy ją kocham. Kiedyś mogłem dla niej zrobić wszystko. Teraz...liczyło się zwycięstwo. Pokonanie odwiecznego rywala - Schlierenzauera. To dobry przyjaciel, ale kiedy pojawił się w drużynie, wszyscy stwierdziliśmy, że to nic nie warty chłoptaś, który musi zostać jak najszybciej usunięty. Przeliczyliśmy się. Okazało się, że to nieoszlifowany talent, który musi się rozwijać. Pogodziłem się z sukcesami Gregora, ale czułem zawsze pewien niedosyt.

    Wyjąłem klucze, która dała mi dziewczyna i delikatnie otworzyłem drzwi. Wszystko było dokładnie takie samo, jak byłem tutaj wcześniej. Po cichu skradłem się na górę, aby zrobić jej niespodziankę. Spała. Delikatnie śmiała się przez sen. Uwielbiałem, gdy tak robiła. Położyłem się przy niej i pocałowałem delikatnie w policzek. Odruchowo odwróciła głowę w moją stronę. 
- Tęskniłem - odgarnąłem lekko kosmyki włosów z jej czoła i uśmiechnąłem się. 
- Ja też, dlaczego cię tak długo nie było? 
- Dużo treningów, wiesz jak to jest. 
- Rozumiem. 
- Mam pytanie do ciebie.
- Zaczynam się bać.
- Kochasz mnie, Kristina? - zapanowała chwila ciszy. 
- Tak. Kocham cię - po chwili jej usta musnęły moje. Brakowało mi jej, każda chwila spędzona z nią, pozwalała mi zapomnieć o otaczającej mnie rzeczywistości. 

" Magda zbiórka za półgodziny w domku. Alex jest wkurwiony, co musiał oczywiście powiedzieć reszcie ( czytaj: Karl ) Schlieren i Morgen coś zrobili. Lepiej nie pytaj.
                                                                                                    Andi "

    No to nieźle. Kofler plus taka wiadomość równa się nieszczęściu. Miałam wieść spokojne życie, ale żeby wstawać o godzinie szóstej dziesięć, to już lekka przesada. Otworzyłam jedno oczko, a drugie najzwyczajniej w świecie nie chciało się mnie słuchać. Nagle zamknęły się oba oczka. Myślałam, że znam na tyle dobrze te schody, że uda mi się zejść bez patrzenia. Skończyło się nieźle obitą dupą i bólem w dolnej partii kręgosłupa.
Nie miałam jednak zbyt wiele czasu na rozwijanie swojego "ciekawego" monologu. Wzięłam rogalika francuskiego i napiłam się ukochanej kawy. Kiedy byłam już gotowa, okazało się, że ktoś stoi pod moim domem. Odruchowo poprawiłam swoje blond włosy i otworzyłam drzwi. 
- Witaj Magdo, rozpuść włosy, bo w kitce wyglądasz jak lama.
- Miłe powitanie, nie chce mi się ich układać Kofler, po za tym idziemy na skocznię, a nie na jakieś wybory miss, czy coś w tym stylu.
- Marudzisz - po chwili chwycił moją gumkę we włosach i energicznie ją zdjął.
- To bolało.
- Znowu to samo, teraz wyglądasz jak baba. Chodź bo się spóźnimy. Jeszcze mam pytanie... Byłaś już w tej seksownej bieliźnie? - nagle poczułam ilustrujący wzrok na sobie, po czym strzeliłam buraka.
- I ty mówisz, że Schlierenzauer to zboczeniec. Andreasie Koflerze, ty nim jesteś! - dałam mu sójkę w bok i udałam się w stronę wyjścia - A tak w ogóle to może byłam, a co ? - puściłam mu oczko. 
- Szturowa kusisz! - pokazał mi język, po czym razem udaliśmy się do samochodu. Tak jak mówiłam, Andi to osoba z poczuciem humoru, może i dziwnym, ale zawsze coś.

    Na sali panowała grobowa cisza, nikt nie odezwał się nawet słówkiem. Baliśmy się Karla i Alexa. Wymienialiśmy sobie tylko ukradkowe spojrzenia, które mówiły wszystko. Nagle w drzwiach pojawił się maczo numer jeden - Alexander Pointner, a następnie maczo numer dwa - Karl Esterberg. Największy postrach w całej południowo-zachodniej Austrii. Kiedy ktoś wymieni ich nazwisko w mieście, ludzie mają ochotę zwiewać ( w sumie to nie, ale moja wyobraźnia była dziwna). Moja ciotka Marlena dawno by się rozpłynęła na widok Alexa lub Estera w bokserkach. Ile ona na tym myślała. Kiedy oglądałyśmy kilka lat temu skoki i biegi, było tak... 
- Ty to widzisz! Pointer jest taki dojrzały... męski, a ten od biegów jak mu tam...a no Esterberg, to wygląda jak bóg - zamieniłyśmy się tym razem rolami, ja musiałam słuchać opowieści o jej "udawanym" związku z Alexandrem i "potajemnym" z Karlem. No cholera! 
- Tak ciociu. Mówiłaś to z milion razy. Nie musisz się powtarzać naprawdę - i to jakby nazwać...była kwadratura koła. 

    Zaczęłam się śmiać i wszyscy odwrócili się w moją stronę. Katrina trzepnęła mnie w plecy, ale kiedy przypomnę sobie fantazje ciotki Marleny, to nie wytrzymuję. 
- Jesteście tutaj, ponieważ dwójka waszych kolegów są kretynami. Jeden spał smacznie na moim podwórku, a drugi sprawił, że nie mam twarzy - zaczął pewnie Pointner. 
- Ale jak to nie ma pan twarzy? - wypaliłam nagle. 
- Na autokarze, Magdo. Czasem też mnie dobijasz. Do rzeczy...Thomas i Gregor wystąpcie - po chwili na środku pojawili się sprawcy. - Za wasze karygodne zachowanie zawieszam was i robimy powtórkę z rozrywki. Pojutrze jedziemy do Nowej Zelandii na obóz karny. Cieszycie się, prawda? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz