środa, 5 grudnia 2012

historia jedenasta: dotyk

    

  Nigdy nie zastanawiała się nad kwitnącym uczuciem. Dla niej niekonwencjonalna i szczera miłość rodziła się w trudach. Często zakochiwała się, ale zazwyczaj byli to nieodpowiedni mężczyźni, którzy nie potrafili dać jej stu procentowego szczęścia. Od zawsze chciała się ustatkować, ale wiedziała, że to nie było w jej naturze, która bardzo często przerażała ją, jak i bliskich jej ludzi. Izolowała się po to, aby odpocząć od otaczającego jej świata. Zadawała sobie ból, aby sprawić, żeby ludzie zwrócili na nią uwagę. Nigdy nie znalazła odpowiedniej odpowiedzi na jej nurtujące pytania, które z każdym dniem zaskakiwały jej ludzki rozum. Zazwyczaj kierowała się intuicją, rzadko co podejmowała wszelkie zadania związane z jej zimnym sercem. Ten bezduszny organ można by było porównać do ostrego, siarczyście zimnego wiatru, który wieje zimą w Norwegii w okolicach Trondheim. Była zła, ale pragnęła się zmienić ze wszystkich swoich sił. Miała kruche, delikatne ciało, które pod wpływem samookaleczenia stawało się posiniaczone, krew zastygała i na jej skórze pojawiały się liczne strupki. Stawiała sobie pytanie, czy umiała kochać? Przecież każdy pomyślałby o niej, że była tak bezduszna, że nie zasługuje na prawdziwą miłość. Robiła wrażenie oschłej, egoistycznej osoby, ale wewnątrz była ciepłą i dobrą osobą. Jednak, aby wykrztusić z niej prawdziwą duszę, musiałaby poznać człowieka, który zmieniłby diametralnie jej życie.

   Wróciłam do swojej pięknej, drugiej ojczyzny. Wdychałam powoli ciepłe, jeszcze letnie powietrze. Wpatrywałam się w wiedeńskie płyty lotniska, jakbym oczekiwała za chwile nagłego poruszenia się którejś z nich. Już zaczęło mi brakować tych nieprzespanych godzin spędzonych w Nowej Zelandii, tych mrozów, przez które moje ciało ulegało schłodzeniu. Jednak teraz musiałam wrócić do rzeczywistości i uporządkować sobie życie. Musiałam odnaleźć ten długo oczekiwany spokój wewnętrzny. Wzięłam swój bagaż podręczny i żwawym krokiem udałam się do budynku z napisem „Wien- Flughafen” […] Siedziałam w autokarze i podziwiałam austriacki krajobraz, który rozpościerał się za oknem. Piękna ta nasza Austria – uśmiechnęłam się pod nosem. Gregor popatrzył na mnie dziwnie, jakby miał stwierdzić, że jego dziewczyna jest lekko nienormalna.
-Co się tak patrzysz, Gregor? - zapytałam z ironicznym uśmieszkiem.
-Gadasz sama do siebie – wybuchnął lekkim śmiechem. Dałam mu sójkę w bok, po czym oparłam się o jego ramię i napawałam się jego cudownym zapachem.
-Będziesz mieć ze mną ciężkie życie.
-Jakoś to zniosę – złożył pocałunek na moim czole. Przymknęłam lekko powieki i przypomniało mi się, gdy Thomas delikatnie musnął ustami mój nagi nadgarstek. Od razu przeszły mnie dreszcze. Przytrzymałam mocniej dłoń Gregora i postanowiłam uciec, udając się do krainy Morfeusza.

Odjechał. Mój Gregor. Tylko mój. Chciałam to podkreślić. Pragnęłam, aby stał się moją własnością, wiedziałam, że to było samolubne, ale chciałam mieć poczucie bezpieczeństwa i co najważniejsze, miałam wreszcie poczuć, że mocno kogoś pokochałam. Wsiadł do auta z Manuelem Fettnerem i z Alexem. Już zaczęłam odczuwać tęsknotę, tak jakby ktoś pozbawił mnie cząstki siebie. Wiedziałam, że za niedługo się zobaczymy, ale rozłąka z Gregorem przerażała mnie. Bałam się samotności i tego, że następnym razem nie będę mogła oprzeć się urokowi Thomasa Morgensterna.

Myślałem o jednym. Zadając sobie tym coraz większy ból. Kristina nigdy mnie nie kochała. Powinienem być z tego powodu szczęśliwy, przecież chciałem to zakończyć, to ja miałem powiedzieć jej, że nic do niej nie czułem. Ułatwiła mi to, ale tym samym zadała ból w samo serce. Nie odzywałem się do niej. Czułem się upokorzony, że dałem się oszukać. Jej. Właśnie Kristina Cernicic zrujnowała mój świat, który był prawie idealnie uporządkowany. Byłem przekonany jeszcze kilka miesięcy temu, że to właśnie z nią chciałem spędzić resztę życia. Zdradziła. Zniszczyła mnie. Zostawiając ślad, który coraz bardziej się powiększał […] Nie rozmawiałem z Magdą od naszego ostatniego tańca. Miałem ochotę wyżalić jej się, ale nie chciałem rujnować także jej życia, które i tak było dosyć pokomplikowane. Każdy z nas szedł w ciszy. Rozglądaliśmy się w każdą stronę tak, jakbyśmy szukali odpowiedniej ucieczki od stanu teraźniejszego. Po chwili zauważyłem swojego Volkswagena. Wsiedliśmy do auta, po czym obrałem kierunek w stronę Villach. Miejsca, w którym to wszystko się zaczęło i miejscu, w którym to wszystko się również skończy.

  Wróciłam do domu. Zdjęłam swoje obuwie i rzuciłam je w kąt. Walnęłam na podłogę wszystkie tobołki i pobiegłam na górę. Z taką nadzieją, jakby ktoś zrobił mi wyjątkową niespodziankę. Mogłam jedynie ruszyć swoją wyobraźnią i wyobrazić sobie, że rzeczywiście tak było. Otworzyłam drzwi od sypialni. Nienagannie podścielane łóżko, zasłonięte okno oraz trochę kurzu na półkach. Nic więcej. Wracałam do pustki. Pragnęłam, aby przy mnie znalazł się Gregor. Abym mogła zatopić smutki w jego miękkich ustach, aby przytulić się do jego silnego torsu. Moje uczucia nie zostały zmienione. Sytuacja z Thomasem nie zmieniła poglądu na niektóre sprawy w moim życiu. Wręcz przeciwnie. Pokazała mi, że Gregor był dla mnie kimś wyjątkowym. To przy nim chciałam się budzić, to z nim chciałam spędzić najbliższe lata oraz pragnęłam  zasypiać u jego boku. Niestety, kiedy myślałam o Thomasie, zatracałam się. Pochłaniał mnie, a tego najbardziej bałam się. Tego, że kiedyś mogłabym poczuć coś do blondyna.

Byłem z Kristiną. Spoglądałem na pobliskie, oświetlone domy, aby uniknąć jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego z dziewczyną. Zraniła mnie, jednak wiedziałem, że mentalnie też doszło do mojej zdrady. Zdradzałem ją. W myślach z Magdą.
-Nie odezwiesz się, Thomas?
-Po co? Abyś mnie przepraszała i powiedziała, że to przez alkohol.
-Nie. I tak byś mi nie uwierzył.
-Więc? Co chcesz jeszcze ode mnie?
-Szansy.
-Nie mogę. Nie potrafię dać ci szansy, Kristino. Brzydzę się ciebie – ostatnie słowa wypowiedziałem ze szczególnym naciskiem.
-Źle zrobiłam, wiem, ale Thomas...Patrz, ile nas łączyło.
-Właśnie „łączyło”. Czas przeszły. Zdradziłaś mnie. Pieprzyłaś się z tym facetem, kiedy ja odchodziłem od zmysłów. Nie wybaczę ci tego. Nigdy.
-Thomas...Nie zostawiaj mnie.
-Chciałaś tylko pieniędzy, sławy, poczuć się wyjątkowa. Na pewno. Bo przecież normalnie jesteś nikim. Nie chcę mieć z tobą już nic wspólnego – odszedłem. Stała tam osłupiała. Bezbronna. Krople zmieszane z tuszem spływały po jej policzkach. Przejdzie jej – mruknąłem. Byłem z siebie dumny, ponieważ wiedziałem, że zamknąłem pewien rozdział w moim życiu pod tytułem: „Pseudo miłość do Kristiny Cernicic”.

  Minęło wiele tygodni. Chodziłam po górach. Całe dnie spędzałam na austriackich trasach pieszych. Każdego dnia brałam plecak, do którego pakowałam prowiant, dwa litry wody oraz zapobiegawczo małą apteczkę. To były ostatnie dni przed rozpoczęciem Pucharu Świata. Musiałam odpocząć od wszystkiego i od wszystkich. Od Gregora, Thomasa przede wszystkim. Pragnęłam, aby do mojego rozumu wdało się trochę spokoju, a serce musiało zwolnić swoje obroty […] Po zakończonej wspinaczce udałam się na teren Alpenareny. Przekroczyłam teren skoczni i skierowałam się na trybuny. Przyglądałam się temu pięknemu obiektowi. Tę skocznię było idealnie widać z mojego balkonu, jednak i tak nigdy nie miałam dosyć, spoglądania na ten majestatyczny obiekt. Byłam smutna, przygnębiona. Od ośmiu tygodni nie widziałam się z Gregorem. Pisaliśmy ze sobą codziennie, ale nie potrafiłam tak. Wiedziałam, że za niedługo się zobaczymy, ale będzie nam brakować tej intymności. Nagle kiedy pomyślałam o tym, ukazał mi się obraz idealnych rysy twarzy, blond włosów, które miały postać artystycznego nieładu. Siedział na dolnej trybunie. Splątanymi dłońmi podtrzymywał swój podbródek. Wiedziałam od dawna, że rozstał się z Kristiną. Nie chciałam go pocieszać, ponieważ wiedziałam, że to często pogarsza sprawę. Tak było w moim przypadku. Nienawidziłam kiedy ktoś, podchodził i wypowiadał tę gładką formułkę: „wszystko będzie dobrze”. Gówno prawda. Albo irytowali mnie ludzie, którzy mówili, że wiedzą, co przechodziłam. Normalne, że nie mogli wiedzieć. Czy to oni wylądowali w izbie wytrzeźwień? Czy to właśnie oni próbowali kilkakrotnie odebrać sobie życie? Zaśmiałam się pod nosem, a na mojej twarzy pojawił się grymas, który przekształcił się w grymas rozpaczy. Nie wiedziałam kiedy, ale rozkleiłam się. Znowu. Tylko to umiałam robić najlepiej. Płakać dniami i nocami, mając nadzieję, że to przyniesie jakiekolwiek korzyści. Oszukiwałam siebie i ludzi, którzy byli mi bliscy. Zasmakowałam po raz pierwszy tego dnia moich słonych łez. Otarłam je i nagle zauważyłam, że Thomas bacznie mi się przyglądał. Nie chciałam okazać mu tej słabości. Wstałam z krzesła i udałam się na górę. Obejrzałam się za siebie i ostatnim obrazem, który został w mojej pamięci, była smutna twarz Thomasa Morgensterna. Nagle zauważyłam sylwetkę zbliżającej się osoby. Był dość wysoki i szczupły. Miał zmierzwione włosy, które z daleka wydawały się być koloru brązowego. To on. Mój Gregor. Szybko podbiegłam do niego. Wskoczyłam na jego ręce. Złapał mnie w pasie i okręcił kilka razy wokół własnej osi.
-Już cię nigdy nie wypuszczę, Magdo – wypowiedział te słowa, po czym złożył delikatny pocałunek na moich ustach.

  Leżeliśmy na moim łóżku i oglądaliśmy jakąś amerykańską komedię romantyczną. Zjedliśmy razem kolację i utkwiliśmy w swoich objęciach. Gładziłam delikatnie Gregora po szyi, a on trzymał mnie mocno za rękę tak, jakby nie chciał mnie nigdy wypuścić. Nagle poczułam, że coś było nie tak. Skoczek gwałtownie podniósł się. A na jego czole pojawiły się drobne kropelki potu.
-Co się stało? - zapytałam ze spokojem.
-Muszę ci coś powiedzieć, nie mogę cię dalej oszukiwać – poczułam, że cała sztywnieję. - Kiedy się poznaliśmy...Ja z Thomasem założyliśmy się. To było tak idiotyczne...Żałuję tego. Strasznie, gdybym mógł cofnąć czas na pewno bym to zrobił. Na samym początku nasz związek miał być traktowany jako karta przetargowa. Zachowywaliśmy się, jak gnojki. Miałem miesiąc, aby cię we mnie rozkochać. Ale teraz... To nie jest udawane. Zależy mi na tobie. I nigdy nie mógłbym cię stracić. Żałuję tego – to było jak sztylet, który był wbijany w moje ciało. Nie mogłam w to uwierzyć. Wstałam z łóżka i kilka razy złapałam głęboko oddech. Czułam jak złość narasta w moim sercu.
-Wyjdź stąd – tylko na tyle zdołałam się wydobyć. Dwa proste słowa wywołały u Gregora poruszenie, jednak zgodnie z moją wolą wypełnił polecenie i wyszedł z mojego mieszkania. Opadłam bezwładnie na łóżku. Nie miałam siły dawać upustu swoim emocjom, więc tylko głośno zaklęłam w myślach i uciec z tego domu jak najdalej. Wiedziałam, gdzie miałam się udać.

  Auenweg Strasse, dwadzieścia – wyczytałam uważnie każde słowo i liczbę. Dom Andreasa Koflera. Wolnym krokiem podeszłam do drzwi. Zawahałam się lekko, ale po chwili mocnym ruchem zapukałam. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Po chwili przed moimi oczyma pojawił się mężczyzna, który był bardzo dobrze zbudowany. Miał ciemną karnację i duże, kawowe oczy, które pożerały mnie wzrokiem. Czułam się lekko speszona, ponieważ Kofler miał na sobie tylko czarne bokserki z Calvina Kleina. Po chwili znalazłam się w ramionach Andreasa. Zamknął szczelnie uścisk, po czym pogładził dłonią moje blond włosy. Nie powiedział, że będzie dobrze. Za to właśnie uwielbiałam tego człowieka, za to, że po prostu był. Bez żadnych konkretnych powodów. Weszliśmy do środka. Poczułam charakterystyczny zapach bruneta, który roznosił się po całym domu. Wszędzie było pełno obrazów, które idealnie kontrastowały się z kremowymi ścianami. Nad kominkiem zauważyłam zdjęcie jego byłej dziewczyny - Miriam. Była rzeczywiście śliczna, tak jak opowiadał. Jednak Bóg chciał ją mieć pod swoimi skrzydłami o wiele wcześniej. Nie pomyślał o Andreasie, o jej rodzinie. Zabrał ją do swojego królestwa i myślał, że będzie dobrze. Bóg był zwykłym egoistą.
-Pięknie masz tutaj  – powiedziałam cicho, jednak zorientowałam się, że Andreas to usłyszał.
-Dziękuję, a tak w ogóle co cię do mnie sprowadza o godzinie dwudziestej drugiej?
-Życie, Kofler.
-To słucham – usiadłam na pufie. I dokładnie obserwowałam mojego słuchacza. Przetarł szybko twarz, aby pobudzić swój organizm do racjonalnego myślenia i usiadł naprzeciwko mnie.
-Okłamywali mnie, a ja dałam się tak łatwo oszukać. Założyli się o mnie. Żałosne – warknęłam i wtopiłam wzrok w brązowe tęczówki Andreasa.
-Cholera. Słuchaj może oni robili to po pijaku? Wiesz, że Thomas i Gregor to są mistrzami w piciu i knuciu intryg.
-Może tak. Może robili to nieświadomie, albo chcieli zabawić się moimi uczuciami?
-No to masz trzy opcje. Wydaje mi się, że powinnaś z nimi porozmawiać.
-Na razie nie mam siły. Mam do ciebie prośbę – podniósł pytająco lewą brew, w oczekiwaniu na dalszą część wypowiedzi. - Daj mi zapomnieć. O wszystkim. O życiu. - Uśmiechnął się. Podszedł do mnie. Na jego twarzy pojawił się lekki strach. Podał mi rękę.
-Są trzy rzeczy, które w tym pomagają. Pierwszą z nich jest droga alkoholu – wziął z kredensu dużą szkocką, po czym nalał mi połowę szklanki, a na sam koniec dodał Sprita. Upiłam jeden łyk i poczułam, że złość powoli ulatuje. Nie w zaskakująco szybkim tempie, ale moje mięśnie lekko się rozluźniły. - Druga...To ból i wymazanie złych wspomnień. - podał mi kartkę i kazał napisać trzy słowa, które opisywały mój stan. Szybko mi z tym poszło. Głęboko myślałam na tym, co wypisałam, ale stwierdziłam, że: ból, cierpienie i smutek - to najlepsze rzeczowniki. Spaliłam tę małą karteczkę. Kolejne poczucie ulgi. - Trzecia...Dotyk. - złożyliśmy się w tańcu. Włączył wieżę stereofoniczną i kołysaliśmy się w rytmie wolnej piosenki. Dotyk sprawiał, że większość złej nagromadzonej energii ulatniała się. Zostawiała płytkie rany. Andreas wodził dłońmi po moim ciele. Nie czułam do niego pożądania. Nigdy nawet mi to do głowy nie przyszło. Był to mój najlepszy przyjaciel, który wspierał mnie w trudnych momentach. Zachowywał się czasami jak kretyn, ale wiedział, co dla mnie najlepsze i to właśnie on sprawił, że większość stresu zniknęło, a moje serce ogarnęło błogi spokój.
-Dziękuję ci.

Kilka tygodni później...

  Lot to Kuusamo był dość długi, a sama podróż była bardzo wyczerpująca. Za dwa dni miałam zacząć toczyć bój o pierwsze punkty w Pucharze Świata. Wiedziałam, że spanikuję. Pomimo tego, że od kilku miesięcy chodzimy na specjalne spotkania z psychologiem. Richard zawsze wiedział, co siedziało w naszych głowach. Znał nas na wylot, a każde spotkanie z nim, miało określony cel. Głównym zadaniem terapii było zapanowanie nad stresem przed ważnymi zawodami. Katrina miała to już praktycznie opanowane do perfekcji, a ze mną był lekki problem. Już dzisiaj miałam iść wypróbować trasę. Tylko czekało mnie zakwaterowanie i rozpakowanie sprzętu.

  Nie odzywaliśmy się z Magdą od kilkunastu tygodni. Tęskniłem za tym. Za ciągłymi kłótniami, docinaniem sobie. Chciałem jeszcze raz porwać ją w ramiona. Zatańczyć do którejś z piosenek „Placebo”. Wiedziałem, że to były jedynie moje marzenia senne. Ale za to piękne. Zaczęliśmy sezon . Pierwsze zawody właśnie odbędą się w Kuusamo, a nie w Lillehammer. Wolałem oddać swoje pierwsze skoki na norweskiej Lysgardbakken, która leżała w okręgu Oppland, niż użerać się z wiecznie wietrznym Kuusamo. Nie lubiłem nigdy fińskiej skoczni, na której warunki zmieniały się jak w kalejdoskopie. No, ale nie zostało mi nic innego, jak oddać dwa równe skoki i wskoczyć na podium. Również mocno wierzyłem w to, że ta mała, krucha blondynka, która zawróciła mi w głowie, wypadnie dobrze.

  Stałam w sektorze P2. Czekałam na drugą serię. Moje całe ciało był zziębnięte. A powietrze, coraz ciężej dostawało się do moich marnych płuc. Trzymałam mocno flagę Austrii oraz Polski. Od zawsze wierzyłam w naszych skoczków, nawet po odejściu naszego mistrza – Adama Małysza. Dlatego uważałam, że doping naszym biało-czerwonych chłopaków będzie dobrym rozwiązaniem. Przecież każdemu należało się wsparcie. Nagle usłyszałam głos spikera. Na belce startowej znajdował się Thomas Morgenstern. Poczułam dziwne ukłucie w sercu. Nie wiedziałam, dlaczego tak mój organizm zareagował. Mocniej zacisnęłam kciuki i czekałam, aż blondyn odda skok. Wszystkie flagi austriackie powędrowały w górę. Ruszył. Bałam się, że coś mu się stanie, że nie ustoi tego skoku. Moje myśli błądziły wokół Thomasa, który zaczął odgrywać dużą rolę w moim życiu, choć i tak mój rozum sprawiał, że wolałam go nazywać dupkiem. Jednak wiedziałam, że skoczek nie był mi obojętny, choć sprawił, że tyle cierpienia wniósł w moje życie. Po chwili wybuchłam euforią. Thomas skoczył sto czterdzieści trzy metry. Fiński spiker, aż zaczął wrzeszczeć przez mikrofon. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Obrócił się na nartach w kierunku skoczni, tak jak często robił po udanym skoku. Nagle nasze spojrzenia się spotkały. Moja twarz zmieniła wyraz, tak jak jego. Delikatnie uchyliłam wargi, tak jakbym miała wykrztusić z siebie zwykłe „gratulacje”. Trwaliśmy tak kilka sekund, ale wiedziałam, że Thomas znowu zostawił ślad na moim sumieniu […] Pierwsze miejsce zajął mój rodak – Kamil Stoch. Popisał się dwoma równymi skokami. Podejrzewałam, że prezes Polskiego Związku Narciarskiego obrósł w piórka, że ma takiego zdolnego zawodnika. Już nie mówiąc o naszym trenerze - Łukaszu Kruczku. Drugą i trzecią lokatę zajęli kolejno: Richard Freitag oraz Anders Fannamel. Same dzieciaki na tym podium – zaśmiałam się pod nosem. Ogólnie konkurs dla Austriaków nie był zbytnio udany. Thomas był najlepszy i zajął siódme miejsce. Kolejnymi zawodnikami był Andreas Kofler, który zajął trzynastą lokatę oraz Gregor Schlierenzauer piętnastą. Reszta skoczków nie awansowała do serii finałowej. Alexander pewnie już się tam ugotował, a wraz z nim jego ładna asystentka – Sophie Gottinger. No, ale życie bywało okrutniejsze. Inaugurację sezonu można by było uznać za przeciętną. Oczywiście jutro jeszcze czekał ich miks. Jednak Pointner ostrzegał, że nie warto czekać na wielki sukces. Ja wówczas uważałam, że z wyśmienitymi skokami Danieli oraz Jacqueline, Austria będzie mogła pomyśleć o podium.

Wychodziłam z wielkiego terenu skoczni. Kilka razy stratowali mnie i o mało nie wywaliłabym się na głowę, ale jakoś udało mi się wydostać. Nie chciało mi się czekać na skoczków i tak nie miałabym z nimi o czym gadać. Oni pewnie teraz byli zajęci rozdawaniem autografów i zaspakajaniu potrzeb ( nie w tym sensie ) napalonych fanek. Nagle ku mojemu zdziwieniu poczułam za sobą charakterystyczny zapach jednego z nich.
-Możemy porozmawiać? - zapytał, po czym odwrócił mnie w jego kierunku.
-Chcesz mi powiedzieć, że to jednak nie prawda? Chyba poza tym miałeś rozdawać autografy...
-Uciekłem. Pewnie stracę większość fińskich fanek, ale wolałbym spędzić ten wieczór z tobą. Zachowałem się jak kretyn, jak żałosny sukinsyn, który nie szanował niczyich uczuć. Kocham cię, Magdo. – pojedyncze łzy poleciały po moich policzkach. Pierwsze krople szczęścia. Mocno wtuliłam się w niego, aby zapomnieć o tym wszystkim. Jednak była jedna rzecz, która mnie niepokoiła. Nie umiałam mu odpowiedzieć na te dwa słowa. Nie byłam jeszcze w stanie.

  Obudziłam się wcześnie rano. Była godzina piąta, a ja nie mogłam spać. Jak głupia chodziłam w kółko po pokoju. Katrina miała już mnie serdecznie dosyć. Ciągle mówiła, żebym się uspokoiła, ale wypominałam jej ciągle, jak wyglądał jej pierwszy start w Pucharze Świata. Było podobnie lub nawet gorzej. Zaparzyłam sobie gorącą kawę. Sączyłam powoli brązową, jak czekolada ciecz. Przymykałam lekko powieki i widziałam ze swojego pokoju rozciągającą się trasę na dziesięć kilometrów. Dzisiaj czekały mnie tylko jedne zawody. Jutro miałaby się odbyć sztafeta, ale nasza reprezentacja nie bierze w niej udziału. Poziom endorfin w moim ciele znacznie wzrósł. Gęsia skórka pojawiała się kiedy myślałam o pierwszym starcie. Dziesięć kilometrów klasykiem. Miałam nadzieję, że będzie dobrze i cicho wierzyłam, że chociaż wskoczę jakimś cudem do trzydziestki […] Przeniosłyśmy się z dziewczynami do naszego drewnianego domku z napisem „Austria Team”. Serwis meni już od wczesnych godzin pracowali nad tym, aby nasze narty były perfekcyjnie przygotowane. Humor w naszej drużynie był wyśmienity. Jednak miałam lekkie wyrzuty sumienia. Tak naprawdę to chciałam reprezentować mój kraj. Moją kochaną ojczyznę. Biegać w drużynie z Justyną Kowalczyk. Dość wystarczająco pokochałam naszą, austriacką drużynę, lecz czasami czułam się jak zwykły, polski wyrzutek […] To już za chwilę. Za kilkanaście sekund ruszymy. W oddali widziałam już naszą mistrzynię olimpijską. Bjoergen groźnie przyglądała się mojej rodaczce. Nigdy nie lubiłam Norweżek. Stałam koło Sylwii Jaśkowiec. Przecież my się znałyśmy. To z nią kiedyś trenowałam. Nie pomyślałabym, że aż tak daleko zaszła. Od zawsze wierzyłam w tę dziewczynę, ale żeby osiągnęła taki pułap...Ustawiłam się i czekałam na charakterystyczny dźwięk, który miał oznaczać, żebyśmy ruszyły. I tak jak mówiłam, tak się stało. Wszystkie ruszyłyśmy. Mocno wystartowałam. Już od razu poczułam, że miałam wyśmienicie posmarowane narty, więc liczyłam na dobrą lokatę. Po dziewięciu minutach stworzyły się trzy grupy. Pierwsza z nich to między innymi: Marit, Justyna oraz Therese. Druga składała się z Amerykanek oraz Szwedek. A ja jechałam w trzeciej. Czułam się na siłach. Postanowiłam dogonić tę drugą drużynę. Na podbiegu wykorzystałam swoją siłę i trochę odskoczyłam reszcie. Jednak przez pięć minut biegu poczułam, jak zakwaszają mi się mięśnie. Zasrane prawa biologii i chemii – warknęłam. Jednakże ból minął. Piętnaście minut biegu minęło. Teraz, albo nigdy. Zaczęłam uciekać z tej czwartej grupy, do której ostatecznie trafiłam. Zaczęłam mocniej pracować rękami. Mój puls wzrósł kilkakrotnie. Po drodze widziałam mojego trenera. Krzyczał, że mam za sobą Katrin Celler i żebym się pospieszyła. Powiedział, że w najgorszym przypadku przybiegnę dwudziesta. Dodało mi to siły. Wykrzesałam z siebie tyle, ile mogłam. Jeszcze ostatni podbieg i wbiegamy na stadion. Na podbiegu miałam dziesiąty czas. Jednak potem potknęłam się. Wyprowadziło mnie to z równowagi i wyprzedziły mnie niektóre Norweżki. Nie przejęłam się tym i dalej podkręcałam tempo. Teraz czekał mnie bieg sprinterski. Mogłam walczyć o piętnaste miejsce. Było w moim zasięgu. Ja, Celler, czy Ingemarsdotter. Nagle usłyszałam jego głos. Thomasa. Ten ciepły ton, który zaczął do mnie od pewnego czasu przemawiać. Kibicował mi. Nie mogłam w to uwierzyć, ale jednak był mi to winien. Wypychałam coraz bardziej swojego ciało do przodu. Spiker krzyczał: Sztur, czy może Celler. O nie! Ingemarsdotter je dogania. Proszę państwa, cóż za emocjonujący finisz w walce o piętnastą pozycję. Nie słyszałam już nic. Wykrzesałam z siebie tyle, ile potrafiłam. Przybiegłam szesnasta. Uniosłam kijki w górę i szybko położyłam się na ziemi, aby schłodzić swoje gorące ciało. Czułam, że zaraz zemdleję, a moje nogi odmówią mi posłuszeństwa. To było niesamowite.

  Długo świętowaliśmy mój sukces. Nie obyło się od dużej dawki alkoholu. Prawdopodobnie zostałam nazwana „objawieniem austriackich biegów narciarskich”. Zrobiło mi się miło. Katrina ku mojemu zdziwieniu zajęła dwudzieste miejsce, wiedziałam jednak, że stać ją na wyższe lokaty. Moim zadaniem był medal w Soczi za dwa lata. To było moim marzeniem od kilku lat, ale kto wie, czasami marzenia się spełniają.














Szybko nowy rozdział. Mam zapalenie oskrzeli, więc jestem skazana na nic nierobienie przez całe siedem dni. Dzisiaj spędziłam kilka godzin na podziwianiu zdjęć GS. Dobrze spożytkowałam ten czas, ale strasznie mnie wszystko boli. Rozdział mam nadzieję, że będzie w miarę do przeczytania, a następny jest o niebo lepszy. No, ale jak już mówiłam jeszcze zostały 4 rozdziały do końca. Jutro mikołaj :) Miłego czytania.

11 komentarzy:

  1. aaaaach, powiem tylko tyle: piękny rozdział. to wyraża więcej niż tysiąc słów :D jesteś cudowna! <3
    już czekam, aż dodasz następny, hiohiohio :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogłabyś zostać komentatorem. ;p Tak się wczytałam w tę pogoń Marty, jakby działo się to rzeczywiście naprawdę! Jak dobrze, że pogodzili się już z Gregorem. Boże... Ta opowieść jest cudowna. *-* Nie chcę myśleć o tym, że zostały jeszcze tylko 4 rozdziały. :(

    OdpowiedzUsuń
  3. P I Ę K N I E ! to jest coś niesamowitego, masz duży talent dziewczyno !

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże ryczałam :(((( znowu! pięknie piszesz i w ogóle jesteś wspaniała <3 dziękuje losowi, że mam tak wspaniałą przyjaciółkę jak Ty kocham Cię pamiętaj!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, co...nie chcę, abyś konczyła tę historię, która jest naprawdę piekna i poruszajaca. Uwielbiam czytać ją i patrzeć jak uczucie Magdy i Thomasa rozkwita. niech wreszcie sie rozstanie z gregorem :) pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. no opowiadanie jest czadowe.... kiedy wstawisz następny???
    + zapraszam http://speedway-is-my-dreams.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny <3 Zapraszam do mnie http://magicowa91.blogspot.com/ Pozdrowienia ! :D

    OdpowiedzUsuń