Siedziała na drewnianym stołku. Podpierała się jedną ręką, a druga nieustannie obracała pióro we wszystkie strony. Przed sobą miała czystą, białą kartkę papieru. Nie umiała ubrać w słowa swoich wszystkich myśli. Miała mętlik w głowie, a nikt tak naprawdę nie był w stanie jej pomóc. Jedyną przyjaciółką, która wspierała ją w trudnych chwilach, była szklanka zimnej whiskey. Przymknęła na chwilę swoje zmęczone powieki. Nie spała całą noc, bo myślała. Myślała o swoich fałszywych uczuciach oraz o tym, że zachowuje się jak egoistka. Nie zastanawiała się nad cudzymi uczuciami, a swoje jak zawsze odkładała na dalszy plan. Jej postępowanie dawało jej dużo do życzenia, ale wiedziała, że robiła słusznie. Nie chciała ranić, a jednak jej podświadomość szeptała jej krótką i zwięzłą formułkę, która wprawiała ją w zakłopotanie: „Czym jest miłość bez prawdy?”. Ironicznie zaśmiała się, a jej usta nabrały grymasu. „Niczym” - mruknęła. I tak też się czuła. Miała wrażenie, że w jej sercu nie było miejsca na miłość. Doświadczenie bólu, choroby jaką jest właśnie to uczucie nie raz dało jej w kość, więc postanowiła sobie, że nie zakocha się. Nigdy. Jednak zapomniała, że słowa bez czynów są zbyt proste, aby nabrały sens bez fizycznego ukazania w naturze. Przez to została sama. Kiedyś mądry filozof z epoki oświecenia twierdził, że człowiek kiedy się rodzi, jest białą kartką papieru. To on zapisuje ją swoimi doświadczeniami, przeżyciami, to on właśnie sprawia, że staje się coraz bardziej „urozmaicona”. Tak samo jest z życiem ludzkim. Ona jednak ignorowała tę hipotezę postawioną przez wybitnego myśliciela. Dla niej wszystko było neutralne, a wpływ na emocje ludzkie miał według niej Bóg, choć starała się w niego nie wierzyć. Coraz bardziej wątpiła w ludzkie piękno, w wiarę, we wszystko, co ją otaczało. Miłość skrzywdziła ją. Ocknęła się ze swojego małego świata. Stalówka pióra dotknęła gładkiej powierzchni papieru. „Jestem dziewczyną, mam dwadzieścia lat. Kiedyś zasmakowałam miłości, ale miała smak gorzki. Jak filiżanka czarnej kawy. Wzmogła rytm serca. Rozdrażniła mój żywy organizm. Rozkołysała zmysły. Odeszła”
Magdalena Sztur. Za niedługo odejdzie. Umrze, a resztki jej ludzkich uczuć zostaną pozbawione prawdziwej iskry. Wzięłam do ręki gazetę lokalną. A już odechciało mi się jej czytać. Pierwsza okładka. Oczywiście nienagannie zdobiona z idealnie dobranymi literami i podkreślonymi detalami. Jednak mnie przerażała. „Gregor Schlierenzauer oświadcza się młodziutkiej Magdalenie Sztur -nadziei austriackich biegów narciarskich”. Setki dziennikarzy, paparazzi śledziło nasze poczynania. Nienawidziłam mediów od najmłodszych lat, zdesperowani ludzie po dwudziestce, którzy nie mają niczego innego do roboty tylko wpieprzają się w cudze życie. Smutne, ale prawdziwe. Leżałam na naszym wspólnym łóżku, dzieliłam z nim wszystko. Zamieszkaliśmy razem, zachowujemy się już jak stare małżeństwo. To mnie przerażało, kiedy państwo Schlierenzauerowie nawiedzali naszą skromną parcelę, moje ciśnienie automatycznie się podnosiło. Bardzo ceniłam tych ludzi, którzy byli z Gregorem na dobre i na złe, ale oni też byli świadkami mojego kłamstwa. Brzydziłam się siebie. Za to wszystko, co wyrządziłam tym ludziom. Rozkochałam w sobie tego niewinnego blondyna, a ja tylko podle udawałam, że go kochałam. Nigdy go nie pokocham, ale staram się, aby Gregor zastąpił mi Thomasa. I tu właśnie pojawia się główny bohater mojego marnego życia. Thomasie Morgensternie, niszczysz mnie każdego dnia. Nienawidzę cię za to, że nie ma cię, nienawidzę cię za to, że jesteś, nienawidzę tego, że cię kocham. Musiałam nauczyć się funkcjonować bez niego. Pragnęłam zaakceptować myśl, że nigdy nie będę z Thomasem. Nagle poczułam wibracje mojego telefonu.
–Halo? - zapytałam ochrypłym głosem.
–Magda, czy ty w ogóle żyjesz? Nie odzywasz się do nikogo od zawodów w Libercu. Karl się o ciebie martwi.
–Katrina, ze mną wszystko w porządku. Tylko teraz całe zamieszanie z tym ślubem – ostatnie zdanie wypowiedziałam z szczególnym naciskiem.
-Odpocznij trochę. Niedługo zakończenie sezonu, musisz iść się wyszaleć przed tym całym weselem. Korzystaj, póki jeszcze nie utknęłaś w domu Gregora na amen.
–Może skorzystam z oferty innym razem.
–Nie ma mowy. Dzisiaj zjawiasz się w Lendenhaft i włóż jakąś kieckę. Do zobaczenia.
Dzień zapowiadał się coraz ciekawiej. Swoje dwudzieste urodziny musiałam spędzić w gronie ludzi, których praktycznie nie znałam. Miałam za zadanie ładnie się uśmiechać oraz być potulna, jak baranek. Dosłownie. Pokazywać ludziom swoje nieludzkie odruchy, być szczęśliwa. Czułam się z tym cholernie źle, ale wiedziałam, że muszę spróbować żyć innym życiem.
Zbliżała się wiosna, a czułem, że każdy dzień był coraz dłuższy. Wdychanie ciepłe powietrze i tak sprawiało mi ból. Promienie słoneczne, które oświetlały moją bladą twarz piekły mnie. Każda rzecz, każde zjawisko przynosiło ból. Spacerowałem po ulicach Wiednia. Mnóstwo ludzi, ja jeden otoczony przez fanów. Normalnie rozdawanie autografów sprawiałoby mi przyjemność, a w tamtym momencie chciałem, aby zniknęli. Pragnąłem tego, abym został sam na świecie. Życzyłem sobie tego, żeby Magda zniknęła z mojego umysłu i aby nigdy nie pojawiła się w moim życiu. Nie chciało mi się już nawet walczyć o względy blondynki i tak zawsze lepszy był Gregor i musiałem pogodzić się z przegraną. Może za bardzo się w tym zatraciłem? Na siłę próbowałem wymusić od niej ludzkie uczucia, akurat kierowane do mnie. To nigdy nie byłeś ty – warknąłem pod nosem, a na moim policzku pojawiła się drobna łza. Słona kropla zsunęła się szybkim ruchem na kostkę brukową na rynku w Wiedniu. Nikt tego nie zauważył.
Miałam na sobie beżową sukienkę, a na moich nogach znajdowały się buty zakupione przez panią Schlierenzauer. Nienawidziłam, jak mnie rozpieszczała, bo było mi tylko wstyd za siebie, że nie mogłam jej dać nic w zamian. Skierowałam się w stronę drewnianej etażerki, na której znajdowało się małe pudełeczko. Otworzyłam je niepewnym ruchem i zauważyłam piękny pierścionek z brylantem. Nie lubiłam go nosić. Może dlatego, że nie lubiłam biżuterii, a może dlatego, że kryło się w nim setki wyrzeczeń? Założyłam go na serdeczny palec i udałam się na sofę. Do przyjazdu Gregora miałam jakieś dwadzieścia minut. Stał w tragicznym korku na skrzyżowaniu z Rosenstasse i Fleisstrasse. Nagle zauważyłam, że na blacie kuchennym znajduje się koperta z wywołanymi zdjęciami. Nie tracąc czasu przecięłam ją i zaczęłam przeglądać zdjęcia. Większość fotografii uwieczniały mnie i Gregora, ale nagle spostrzegłam znajomą twarz. Thomasa. Od razu wspomnienia z Lahti powróciły. Przypomniało mi się, jak robiłam mu zdjęcia. Na samą myśl kąciki moich ust powędrowały do góry. Tak i znowu to samo. Wszystko we mnie pękło. Tak po prostu bez większych wyjaśnień. Chciałam, żeby to właśnie on mnie przytulał, budził się ze mną każdego ranka, abyśmy zamieszkali w tej popieprzonej Skandynawii. Pragnęłam spełnić swoje marzenia i jego. Przyjechał – mruknęłam cicho pod nosem i schowałam fotografie do najbliższej szafki. Zarzuciłam na siebie płaszcz i wyszłam z budynku. Przywitałam Gregora składając na jego policzku delikatny pocałunek.
–Jedźmy już.
Minął miesiąc. Planica, Falun - to wszystko przeszło do historii. Wiosna na dobre zawitała Innsbruck, a ślub zbliżał się wielkimi krokami. Sukienka wisi samotnie w szafie, kremowe buty na obcasie są w wyznaczonym miejscu. A moje życie zmieniło się przez te sześćdziesiąt dni. Nauczyłam darzyć pewnym uczuciem Gregora, spaliłam zdjęcia Thomasa, jednak zachowałam jedno. Postanowiłam je zatrzymać, ponieważ wiedziałam, że zawsze będzie odgrywał istotną rolę w moim życiu. Wreszcie dostałam paczką zaproszenia na ślub. Miał być dość kameralny. Gregor zawsze marzył o takim, więc musiałam się jakoś podporządkować. Wyjęłam swoje pióro, które otrzymałam od babci dwanaście lat temu. Wyciągnęłam z szafki małą karteczkę z imionami i nazwiskami osób zaproszonych. Praca należała do dość wyczerpujących, jednak po godzinie byłam już w połowie. Mój narzeczony był w Graz pozałatwiać parę spraw organizacyjnych oraz miał odebrać garnitur. Ja w tym czasie postanowiłam, że po raz ostatni sięgnę po mój ulubiony trunek. Odnalazłam w kredensie alkohol i nalałam go do szklanki dolewając do tego Sprite. Usiadłam na krześle i jeszcze raz pochłonął mnie świat wypisywania zaproszeń na mój ślub. Te słowa mnie przerażały. „Mój ślub”. Bałam się bycia żoną Gregora, bałam się przyszłości, tego, że będziemy mieli dzieci. Jednak musiałam stać się dojrzałą kobietą. Po kilku minutach zauważyłam na liście Thomasa i obok jego nazwiska Ann. Zabolało. Znowu. Przecież nie mogłam żywić urazy do niego, że próbuje ułożyć sobie życie z kimś innym. Jednak kiedy myślałam o skoczku uczucia znowu się wzmogły. Przycięłam mocno pióro do papieru i zaczęłam pisać. Każde słowo coraz trudniej powstawało na papierze. Słone łzy przyozdobiły całą kompozycję. Przecież miałam go już więcej nie widzieć. Miał zniknął z mojego życia na dobre, czemu każde moje posunięcie tyczy się Thomasa? Nie mogę go dalej go kochać, choć i tak cząstka jego zawsze pozostanie ze mną.Thomas Morgenstern i Ann Innerberg
Łącząc nadzieje na dzielenie tej radości z nami zapraszamy serdecznie na uroczystość zaślubin, która odbędzie się 14 maja 2011 roku o godzinie 15.00
w kościele dworskim przy ulicy Mittenweg 124
Po uroczystości zapraszamy na przyjęcie weselne, które odbędzie się w lokalu Gasthof.
Udekorowane słonymi łzami. Bez niepotrzebnego pieprzenia. Z tysiącami ran.
Maj. Jasne promyki słońca otulały moją bladą twarz. Lekko uśmiechałam się pod nosem. Ból dał o sobie zapomnieć, choć na chwilę. Siedziałam z Gregorem na drewnianej ławie w ogrodzie. Beznamiętnie oparłam głowę o jego ramię i sączyłam kawę mrożoną.
–Jeszcze tylko tydzień – wyszeptał mi do ucha blondyn. Lekko się zatrzęsłam, kiedy do moich uszu doleciały te słowa. - Nie mogę się doczekać. - musnął lekko moje usta. Czułam się jak marionetka, która była nakręcana przez skoczka do wykonywania określonych czynności.
–Ja też – rzuciłam szybko z siebie tak, jakby te dwa słowa mnie paliły.
–Mama już nie może się doczekać, żyje tym już od stycznia, a teraz nie daje nikomu spokoju. - nie słuchałam go. Mój narzeczony zszedł na dalszy plan, a moje racjonalne myślenie zeszło na niewłaściwe tory. - Słuchasz mnie? - nie kochanie. Nie słucham cię. Nie chciałam cię słuchać. Twój głos krzywdził, bo pragnęłam usłyszeć Thomasa.
–Kocham cię – metaforyczne, sprośne, zakłamane uczucie.
Biała koszula. Ciemny krawat oraz granatowa marynarka. Szedłem przed siebie. Nie obchodziło mnie to, czy jakiś samochód mnie potrąci, czy może nagle ktoś napadnie na mnie i ukradnie mój nowy zegarek, który dostałem od Ann. Młoda studentka germanistyki, która choć trochę pomogła mi się pozbierać, nie zapełniła rany w moim sercu. Między mną, a dziewczyną do niczego nie doszło. Myślałam, że może inna kobieta będzie potrafiła wnieść szczęście do mojego życia, ale jednak tęsknota i ta głupia przynależność była mocniejsza. Odpiąłem dwa guziki koszuli i otarłem kropelki potu z mojego czoła. „Ty pieprzony kretynie. Powiesz jej. Będziesz na nią czekał. Choćby do twojego ostatniego zasranego dnia w życiu. Bo nie ukryjesz tego, że kochasz tę Polkę”.
Drzwi były otwarte. Cicho pociągnąłem za klamkę i przekroczyłem próg domu Magdy i Gregora. Rozejrzałem się po pomieszczeniach. Kremowe ściany były udekorowane fotografiami przyszłej młodej pary, a w powietrzu unosiła się waniliowa woń blondynki. Postanowiłem się trochę rozejrzeć. Udałem się w stronę salonu. Na szklanym stoliku było kilka rozrzuconych zdjęć. Wśród sterty fotografii z Gregorem, zauważyłem tam swoją postać. Było to zdjęcie ze stycznia. Zimny poranek spędzony w drewnianej chatce w miasteczku sportowców. I ta cholerna myśl, że ten sen się skończył, kiedy ona odjechała. W sumie to była jej powinność. Może to dla niej była tylko jedna noc na oderwanie się od tego wszystkiego? Namiętność tylko na kilka godzin. Nigdy się tego nie dowiedziałem, ale to doświadczenie utwierdziło mnie w uczuciach do tej dziewczyny. To właśnie dzisiaj miała być ostatnia próba. Ruszyłem w kierunku schodów. Doskonale znałem kierunek do sypialni Gregora, przecież praktycznie w Innsbrucku spędzaliśmy każdy wolny weekend. Jednak tamte chwile szybko minęły, a na naszej drodze pojawiła się drobna i krucha dziewczyna z polskim sercem. Zobaczyłem ją. Po sześciu miesiącach nic się nie zmieniła. Była tak samo piękna.
–Masz dalej moje zdjęcie? - zapytałem cicho. Zauważyłem, że drgnęła i lekko przekręciła głowę w moim kierunku.
–Thomas? - upuściła ramkę, a szkło roztrzaskało się na milion małych kawałeczków. Zaczęła je zbierać. Nagle zauważyłem krew na jej dłoniach. Szybko podbiegłem do niej.
–Jak zwykle jesteś niezdarna – nie odpowiedziała, tylko na jej twarzy pojawiło się więcej łez.
–Gdzie jest Ann? Przecież masz ją. Zostaw mnie w spokoju Thomasie Morgensternie! Dałam ci jasno do zrozumienia, że nie chcę cię widzieć. - bolało, kiedy wypowiadała te wszystkie słowa. Szybko ująłem dłońmi jej podbródek i spojrzałem prosto w przeszklone, błękitne oczy.
–Nie obchodzi mnie to. I tak będę na ciebie czekał. Zawsze, bo kocham cię – nagle poczułem jej miękkie wargi na moich. Po raz pierwszy to ona mnie pocałowała, to ona chciała odwzajemnić moje uczucie.
–Jesteś popieprzonym kretynem. I uwierz mi, że chciałabym w przyszłości wypowiedzieć te trzy proste słowa w twoim kierunku. Ty musisz się nauczyć żyć beze mnie. Ja ciebie niszczę, ale ty robisz to samo ze mną. To jest toksyczne, ale piękne. Może kiedyś nasze drogi się zejdą, ale teraz muszę zrobić to, co do mnie należy – nachyliła się nade mną i złożyła lekki pocałunek na moim rozgrzanym czole. - Żegnaj Thomasie. – Odeszła. Tak samo piękna, miłość ma smak gorzki. Miłość cholernie boli.
Zaraz miały otworzyć się drzwi. Muzyka miała wypełnić wnętrze kościoła. Stałam z bukietem w ręku. Zaczęłam oddychać nierównomiernie. To była ostateczna decyzja. Być z mężczyzną, którego się kocha, czy być z kimś z powinności. Kochałam Gregora, ale w inny sposób. Bardziej tak, jak siostra brata. Przy Thomasie stawałam się inna. Bardziej śmiała, wyzwolona. On pobudzał wszystkie moje zmysły. Nie potrafiłam przy nim myśleć, wyłączałam się i istniał tylko on. Jednak sumienia kazało mi iść na przód bez skoczka z Villach. Podwyższyło mi się ciśnienie. Otworzyły się stare, drewniane drzwi. Nie mogłam swobodnie przełknąć śliny. Szłam niepewnym krokiem przed siebie. Rozglądałam się i widziałam wszystkich znajomych, niektórych dziennikarzy. Nie mogłam oddychać, ścisnęło mi żołądek. Jednak nie poddawałam się i szłam żwawym krokiem w stronę ołtarza. Miałam się stać żoną Gregora Schlierenzauera, miałam przejąć jego nazwisko, w przyszłości mieć z nim gromadkę dzieci. A ja nie chciałam, a Bóg każe mi iść dalej.
–Zebraliśmy się tutaj przed wami i przed Bogiem, aby w obliczu prawdy połączyć tych dwoje – ścisnęłam mocniej skrawek sukienki. Poszukiwałam wzrokiem Thomasa, aby dodał mi otuchy. Chciałam dostać odpowiedzi. Wskazówki. Nagle, poczułam, że wszystkie troski ulatują i przed moimi oczami pojawia się babcia.
–Co mam robić babciu?
–Ty wiesz Madziu, zawsze wiedziałaś. Zawsze go kochałaś. To on przypomina ci mnie. To on był z tobą. Pamiętasz to wszystko? Magdaleno, to twój wybór. Ale wiesz, co powinnaś teraz zrobić. Jesteś najważniejszą istotą pod słońcem i obserwuję cię z nieba. Kiedyś się spotkamy, ale przeżyj swoje życie na Ziemi, jak najlepiej umiesz. Kochasz go, tak samo, jak ja ciebie. - zniknęła, a ksiądz zakończył mówić krótką, gładką formułkę.
–Magdaleno, czy bierzesz sobie za męża Gregora Schlierenzauera i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską i, że go nie opuścisz, aż do śmierci? - nie. Nie będę kłamała przed Bogiem. Nie zrobię tego. Nie pokocham Gregora. Spojrzałam w oczy blondynowi, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
–Przepraszam, nie mogę.
Magdalena Sztur. Za niedługo odejdzie. Umrze, a resztki jej ludzkich uczuć zostaną pozbawione prawdziwej iskry. Wzięłam do ręki gazetę lokalną. A już odechciało mi się jej czytać. Pierwsza okładka. Oczywiście nienagannie zdobiona z idealnie dobranymi literami i podkreślonymi detalami. Jednak mnie przerażała. „Gregor Schlierenzauer oświadcza się młodziutkiej Magdalenie Sztur -nadziei austriackich biegów narciarskich”. Setki dziennikarzy, paparazzi śledziło nasze poczynania. Nienawidziłam mediów od najmłodszych lat, zdesperowani ludzie po dwudziestce, którzy nie mają niczego innego do roboty tylko wpieprzają się w cudze życie. Smutne, ale prawdziwe. Leżałam na naszym wspólnym łóżku, dzieliłam z nim wszystko. Zamieszkaliśmy razem, zachowujemy się już jak stare małżeństwo. To mnie przerażało, kiedy państwo Schlierenzauerowie nawiedzali naszą skromną parcelę, moje ciśnienie automatycznie się podnosiło. Bardzo ceniłam tych ludzi, którzy byli z Gregorem na dobre i na złe, ale oni też byli świadkami mojego kłamstwa. Brzydziłam się siebie. Za to wszystko, co wyrządziłam tym ludziom. Rozkochałam w sobie tego niewinnego blondyna, a ja tylko podle udawałam, że go kochałam. Nigdy go nie pokocham, ale staram się, aby Gregor zastąpił mi Thomasa. I tu właśnie pojawia się główny bohater mojego marnego życia. Thomasie Morgensternie, niszczysz mnie każdego dnia. Nienawidzę cię za to, że nie ma cię, nienawidzę cię za to, że jesteś, nienawidzę tego, że cię kocham. Musiałam nauczyć się funkcjonować bez niego. Pragnęłam zaakceptować myśl, że nigdy nie będę z Thomasem. Nagle poczułam wibracje mojego telefonu.
–Halo? - zapytałam ochrypłym głosem.
–Magda, czy ty w ogóle żyjesz? Nie odzywasz się do nikogo od zawodów w Libercu. Karl się o ciebie martwi.
–Katrina, ze mną wszystko w porządku. Tylko teraz całe zamieszanie z tym ślubem – ostatnie zdanie wypowiedziałam z szczególnym naciskiem.
-Odpocznij trochę. Niedługo zakończenie sezonu, musisz iść się wyszaleć przed tym całym weselem. Korzystaj, póki jeszcze nie utknęłaś w domu Gregora na amen.
–Może skorzystam z oferty innym razem.
–Nie ma mowy. Dzisiaj zjawiasz się w Lendenhaft i włóż jakąś kieckę. Do zobaczenia.
Dzień zapowiadał się coraz ciekawiej. Swoje dwudzieste urodziny musiałam spędzić w gronie ludzi, których praktycznie nie znałam. Miałam za zadanie ładnie się uśmiechać oraz być potulna, jak baranek. Dosłownie. Pokazywać ludziom swoje nieludzkie odruchy, być szczęśliwa. Czułam się z tym cholernie źle, ale wiedziałam, że muszę spróbować żyć innym życiem.
Zbliżała się wiosna, a czułem, że każdy dzień był coraz dłuższy. Wdychanie ciepłe powietrze i tak sprawiało mi ból. Promienie słoneczne, które oświetlały moją bladą twarz piekły mnie. Każda rzecz, każde zjawisko przynosiło ból. Spacerowałem po ulicach Wiednia. Mnóstwo ludzi, ja jeden otoczony przez fanów. Normalnie rozdawanie autografów sprawiałoby mi przyjemność, a w tamtym momencie chciałem, aby zniknęli. Pragnąłem tego, abym został sam na świecie. Życzyłem sobie tego, żeby Magda zniknęła z mojego umysłu i aby nigdy nie pojawiła się w moim życiu. Nie chciało mi się już nawet walczyć o względy blondynki i tak zawsze lepszy był Gregor i musiałem pogodzić się z przegraną. Może za bardzo się w tym zatraciłem? Na siłę próbowałem wymusić od niej ludzkie uczucia, akurat kierowane do mnie. To nigdy nie byłeś ty – warknąłem pod nosem, a na moim policzku pojawiła się drobna łza. Słona kropla zsunęła się szybkim ruchem na kostkę brukową na rynku w Wiedniu. Nikt tego nie zauważył.
Miałam na sobie beżową sukienkę, a na moich nogach znajdowały się buty zakupione przez panią Schlierenzauer. Nienawidziłam, jak mnie rozpieszczała, bo było mi tylko wstyd za siebie, że nie mogłam jej dać nic w zamian. Skierowałam się w stronę drewnianej etażerki, na której znajdowało się małe pudełeczko. Otworzyłam je niepewnym ruchem i zauważyłam piękny pierścionek z brylantem. Nie lubiłam go nosić. Może dlatego, że nie lubiłam biżuterii, a może dlatego, że kryło się w nim setki wyrzeczeń? Założyłam go na serdeczny palec i udałam się na sofę. Do przyjazdu Gregora miałam jakieś dwadzieścia minut. Stał w tragicznym korku na skrzyżowaniu z Rosenstasse i Fleisstrasse. Nagle zauważyłam, że na blacie kuchennym znajduje się koperta z wywołanymi zdjęciami. Nie tracąc czasu przecięłam ją i zaczęłam przeglądać zdjęcia. Większość fotografii uwieczniały mnie i Gregora, ale nagle spostrzegłam znajomą twarz. Thomasa. Od razu wspomnienia z Lahti powróciły. Przypomniało mi się, jak robiłam mu zdjęcia. Na samą myśl kąciki moich ust powędrowały do góry. Tak i znowu to samo. Wszystko we mnie pękło. Tak po prostu bez większych wyjaśnień. Chciałam, żeby to właśnie on mnie przytulał, budził się ze mną każdego ranka, abyśmy zamieszkali w tej popieprzonej Skandynawii. Pragnęłam spełnić swoje marzenia i jego. Przyjechał – mruknęłam cicho pod nosem i schowałam fotografie do najbliższej szafki. Zarzuciłam na siebie płaszcz i wyszłam z budynku. Przywitałam Gregora składając na jego policzku delikatny pocałunek.
–Jedźmy już.
Minął miesiąc. Planica, Falun - to wszystko przeszło do historii. Wiosna na dobre zawitała Innsbruck, a ślub zbliżał się wielkimi krokami. Sukienka wisi samotnie w szafie, kremowe buty na obcasie są w wyznaczonym miejscu. A moje życie zmieniło się przez te sześćdziesiąt dni. Nauczyłam darzyć pewnym uczuciem Gregora, spaliłam zdjęcia Thomasa, jednak zachowałam jedno. Postanowiłam je zatrzymać, ponieważ wiedziałam, że zawsze będzie odgrywał istotną rolę w moim życiu. Wreszcie dostałam paczką zaproszenia na ślub. Miał być dość kameralny. Gregor zawsze marzył o takim, więc musiałam się jakoś podporządkować. Wyjęłam swoje pióro, które otrzymałam od babci dwanaście lat temu. Wyciągnęłam z szafki małą karteczkę z imionami i nazwiskami osób zaproszonych. Praca należała do dość wyczerpujących, jednak po godzinie byłam już w połowie. Mój narzeczony był w Graz pozałatwiać parę spraw organizacyjnych oraz miał odebrać garnitur. Ja w tym czasie postanowiłam, że po raz ostatni sięgnę po mój ulubiony trunek. Odnalazłam w kredensie alkohol i nalałam go do szklanki dolewając do tego Sprite. Usiadłam na krześle i jeszcze raz pochłonął mnie świat wypisywania zaproszeń na mój ślub. Te słowa mnie przerażały. „Mój ślub”. Bałam się bycia żoną Gregora, bałam się przyszłości, tego, że będziemy mieli dzieci. Jednak musiałam stać się dojrzałą kobietą. Po kilku minutach zauważyłam na liście Thomasa i obok jego nazwiska Ann. Zabolało. Znowu. Przecież nie mogłam żywić urazy do niego, że próbuje ułożyć sobie życie z kimś innym. Jednak kiedy myślałam o skoczku uczucia znowu się wzmogły. Przycięłam mocno pióro do papieru i zaczęłam pisać. Każde słowo coraz trudniej powstawało na papierze. Słone łzy przyozdobiły całą kompozycję. Przecież miałam go już więcej nie widzieć. Miał zniknął z mojego życia na dobre, czemu każde moje posunięcie tyczy się Thomasa? Nie mogę go dalej go kochać, choć i tak cząstka jego zawsze pozostanie ze mną.Thomas Morgenstern i Ann Innerberg
Łącząc nadzieje na dzielenie tej radości z nami zapraszamy serdecznie na uroczystość zaślubin, która odbędzie się 14 maja 2011 roku o godzinie 15.00
w kościele dworskim przy ulicy Mittenweg 124
Po uroczystości zapraszamy na przyjęcie weselne, które odbędzie się w lokalu Gasthof.
Udekorowane słonymi łzami. Bez niepotrzebnego pieprzenia. Z tysiącami ran.
Maj. Jasne promyki słońca otulały moją bladą twarz. Lekko uśmiechałam się pod nosem. Ból dał o sobie zapomnieć, choć na chwilę. Siedziałam z Gregorem na drewnianej ławie w ogrodzie. Beznamiętnie oparłam głowę o jego ramię i sączyłam kawę mrożoną.
–Jeszcze tylko tydzień – wyszeptał mi do ucha blondyn. Lekko się zatrzęsłam, kiedy do moich uszu doleciały te słowa. - Nie mogę się doczekać. - musnął lekko moje usta. Czułam się jak marionetka, która była nakręcana przez skoczka do wykonywania określonych czynności.
–Ja też – rzuciłam szybko z siebie tak, jakby te dwa słowa mnie paliły.
–Mama już nie może się doczekać, żyje tym już od stycznia, a teraz nie daje nikomu spokoju. - nie słuchałam go. Mój narzeczony zszedł na dalszy plan, a moje racjonalne myślenie zeszło na niewłaściwe tory. - Słuchasz mnie? - nie kochanie. Nie słucham cię. Nie chciałam cię słuchać. Twój głos krzywdził, bo pragnęłam usłyszeć Thomasa.
–Kocham cię – metaforyczne, sprośne, zakłamane uczucie.
Biała koszula. Ciemny krawat oraz granatowa marynarka. Szedłem przed siebie. Nie obchodziło mnie to, czy jakiś samochód mnie potrąci, czy może nagle ktoś napadnie na mnie i ukradnie mój nowy zegarek, który dostałem od Ann. Młoda studentka germanistyki, która choć trochę pomogła mi się pozbierać, nie zapełniła rany w moim sercu. Między mną, a dziewczyną do niczego nie doszło. Myślałam, że może inna kobieta będzie potrafiła wnieść szczęście do mojego życia, ale jednak tęsknota i ta głupia przynależność była mocniejsza. Odpiąłem dwa guziki koszuli i otarłem kropelki potu z mojego czoła. „Ty pieprzony kretynie. Powiesz jej. Będziesz na nią czekał. Choćby do twojego ostatniego zasranego dnia w życiu. Bo nie ukryjesz tego, że kochasz tę Polkę”.
Drzwi były otwarte. Cicho pociągnąłem za klamkę i przekroczyłem próg domu Magdy i Gregora. Rozejrzałem się po pomieszczeniach. Kremowe ściany były udekorowane fotografiami przyszłej młodej pary, a w powietrzu unosiła się waniliowa woń blondynki. Postanowiłem się trochę rozejrzeć. Udałem się w stronę salonu. Na szklanym stoliku było kilka rozrzuconych zdjęć. Wśród sterty fotografii z Gregorem, zauważyłem tam swoją postać. Było to zdjęcie ze stycznia. Zimny poranek spędzony w drewnianej chatce w miasteczku sportowców. I ta cholerna myśl, że ten sen się skończył, kiedy ona odjechała. W sumie to była jej powinność. Może to dla niej była tylko jedna noc na oderwanie się od tego wszystkiego? Namiętność tylko na kilka godzin. Nigdy się tego nie dowiedziałem, ale to doświadczenie utwierdziło mnie w uczuciach do tej dziewczyny. To właśnie dzisiaj miała być ostatnia próba. Ruszyłem w kierunku schodów. Doskonale znałem kierunek do sypialni Gregora, przecież praktycznie w Innsbrucku spędzaliśmy każdy wolny weekend. Jednak tamte chwile szybko minęły, a na naszej drodze pojawiła się drobna i krucha dziewczyna z polskim sercem. Zobaczyłem ją. Po sześciu miesiącach nic się nie zmieniła. Była tak samo piękna.
–Masz dalej moje zdjęcie? - zapytałem cicho. Zauważyłem, że drgnęła i lekko przekręciła głowę w moim kierunku.
–Thomas? - upuściła ramkę, a szkło roztrzaskało się na milion małych kawałeczków. Zaczęła je zbierać. Nagle zauważyłem krew na jej dłoniach. Szybko podbiegłem do niej.
–Jak zwykle jesteś niezdarna – nie odpowiedziała, tylko na jej twarzy pojawiło się więcej łez.
–Gdzie jest Ann? Przecież masz ją. Zostaw mnie w spokoju Thomasie Morgensternie! Dałam ci jasno do zrozumienia, że nie chcę cię widzieć. - bolało, kiedy wypowiadała te wszystkie słowa. Szybko ująłem dłońmi jej podbródek i spojrzałem prosto w przeszklone, błękitne oczy.
–Nie obchodzi mnie to. I tak będę na ciebie czekał. Zawsze, bo kocham cię – nagle poczułem jej miękkie wargi na moich. Po raz pierwszy to ona mnie pocałowała, to ona chciała odwzajemnić moje uczucie.
–Jesteś popieprzonym kretynem. I uwierz mi, że chciałabym w przyszłości wypowiedzieć te trzy proste słowa w twoim kierunku. Ty musisz się nauczyć żyć beze mnie. Ja ciebie niszczę, ale ty robisz to samo ze mną. To jest toksyczne, ale piękne. Może kiedyś nasze drogi się zejdą, ale teraz muszę zrobić to, co do mnie należy – nachyliła się nade mną i złożyła lekki pocałunek na moim rozgrzanym czole. - Żegnaj Thomasie. – Odeszła. Tak samo piękna, miłość ma smak gorzki. Miłość cholernie boli.
Zaraz miały otworzyć się drzwi. Muzyka miała wypełnić wnętrze kościoła. Stałam z bukietem w ręku. Zaczęłam oddychać nierównomiernie. To była ostateczna decyzja. Być z mężczyzną, którego się kocha, czy być z kimś z powinności. Kochałam Gregora, ale w inny sposób. Bardziej tak, jak siostra brata. Przy Thomasie stawałam się inna. Bardziej śmiała, wyzwolona. On pobudzał wszystkie moje zmysły. Nie potrafiłam przy nim myśleć, wyłączałam się i istniał tylko on. Jednak sumienia kazało mi iść na przód bez skoczka z Villach. Podwyższyło mi się ciśnienie. Otworzyły się stare, drewniane drzwi. Nie mogłam swobodnie przełknąć śliny. Szłam niepewnym krokiem przed siebie. Rozglądałam się i widziałam wszystkich znajomych, niektórych dziennikarzy. Nie mogłam oddychać, ścisnęło mi żołądek. Jednak nie poddawałam się i szłam żwawym krokiem w stronę ołtarza. Miałam się stać żoną Gregora Schlierenzauera, miałam przejąć jego nazwisko, w przyszłości mieć z nim gromadkę dzieci. A ja nie chciałam, a Bóg każe mi iść dalej.
–Zebraliśmy się tutaj przed wami i przed Bogiem, aby w obliczu prawdy połączyć tych dwoje – ścisnęłam mocniej skrawek sukienki. Poszukiwałam wzrokiem Thomasa, aby dodał mi otuchy. Chciałam dostać odpowiedzi. Wskazówki. Nagle, poczułam, że wszystkie troski ulatują i przed moimi oczami pojawia się babcia.
–Co mam robić babciu?
–Ty wiesz Madziu, zawsze wiedziałaś. Zawsze go kochałaś. To on przypomina ci mnie. To on był z tobą. Pamiętasz to wszystko? Magdaleno, to twój wybór. Ale wiesz, co powinnaś teraz zrobić. Jesteś najważniejszą istotą pod słońcem i obserwuję cię z nieba. Kiedyś się spotkamy, ale przeżyj swoje życie na Ziemi, jak najlepiej umiesz. Kochasz go, tak samo, jak ja ciebie. - zniknęła, a ksiądz zakończył mówić krótką, gładką formułkę.
–Magdaleno, czy bierzesz sobie za męża Gregora Schlierenzauera i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską i, że go nie opuścisz, aż do śmierci? - nie. Nie będę kłamała przed Bogiem. Nie zrobię tego. Nie pokocham Gregora. Spojrzałam w oczy blondynowi, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
–Przepraszam, nie mogę.
***
SHIT, SHIT, SHIT. Ostatni rozdział. Spieprzyłam coś czuję. Trochę smutno się pisze i ciężko się rozstawać z tą historią. Jednak czeka mnie jeszcze epilog. Wiem, że zrobiłam z Magdę dziwną dziewczynę, ale to jest geneza tego opowiadania. Chciałabym teraz trochę poopowiadać o weekendzie na Pucharze Świata w Zakopanem. Było fantastycznie i poznałam naprawdę wiele wspaniałych ludzi, no i dziękuję im za miło spędzony czas. Za dużo rzeczy, aby opowiadać o tym publicznie, więc ładnie to sformułuję - "Najlepsze dni życia z Teamem "Mam Wyjebane"</3. No i ogólnie to dopadł mnie jakiś ostatnio melancholijny nastrój. Nigdzie nie wychodzę, jest mi smutno i tęsknię za tymi ludźmi. Życzę miłego czytania :)
AAAAAAAAAA! BOŻE WSPANIAŁY, PIĘKNY, CUDOWNY ROZDZIAL, popłakałam się i już nie mogę się doczekać epilogu. Widzisz to wszystko to jest właśnie nasze życie, te znaki na każdym kroku to wszystko właśnie nadaje sens naszemu życiu no bo powiedz kto ma tak cholernie pokręcone życie jak nie my ?. Powiem Ci, że Cię bardzo kocham za to kim jesteś , jaka jesteś i że zawsze jesteś <3 Pamiętaj : rób tak żebyś to Ty była szczęśliwa. Za 3 lata wyjeżdżamy do Norwegii i Ty już znasz dalszą część opowiadania. Jeszcze raz kocham Cię. Amen <3.
OdpowiedzUsuńPłaczę , płaczę jak małe dziecko . Dlaczego ? Nie wiem , sama nie wiem . Magdalena Sztur przez ten cały czas stała sie dla mnie kim naprawdę bliskim. Młoda kobieta nie potrafiąca sobie poradzić z rzeczywistością. Trafne , i to cholernie. Dlaczego koniec ?! Ale w sumie dobrze , zakończenie owiane nutką tajemnicy .Nie pozostaje nic innego jak pogratulować ci pisarskiego talentu jak i zakończenia tej niezwykle bliskiej mi historii. Aboabandoned__hope[she--dreams-of-paradise ]
OdpowiedzUsuńno i dupson, ryk i gniew i wszystko, a jak powiesz, że zje*bałaś to ci przywalę :* to było piekne, cudowne i ogólnie to...nie mogę się doczekać epilogu, a tak w ogóle nie mozesz konczyc tego opowiadania przeciez ono jest genialne, wex mi tego nie rob okrutny "brzydalu" <3
OdpowiedzUsuńNie tylko Tobie ciężko się jest rozstawać z tą historią. :c Rozdział genialny! Czułam, że Magda się nie zgodzi, nie zrobi czegoś takiego. Czegoś takiego wielkiego wbrew sobie. Jest naprawdę silna! Kocha jednak Thomasa (ZE WZAJEMNOŚCIĄ!) i to z nim powinna być. I będzie - na pewno! ;p
OdpowiedzUsuńTo jest piękne... Mnie też jest trudno rozstawać się z tą historią, wiesz? Ale na szczęście jest jeszcze do przeczytania epilog. :) Mam nadzieję, że już niedługo napiszesz coś nowego. Jesteś wspaniała! <3
OdpowiedzUsuńTo naprawdę było wzruszające. Cieszę się, że Magda w końcu podąży za swoimi uczuciami, że będzie szczęśliwa. Mam nadzieję, że napiszesz coś nowego :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie na
ski-not-alone.blogspot.com/
No trochę smutno, że to się tak skończyło.... bardzo mi się to podobało. A będziesz może pisać nowe opowiadanie??
OdpowiedzUsuń+zapraszam speedway-is-my-love.blogspot.com
Mam nadzieję, że szybko dodasz końcowy rozdział. I nie kończ...Bardzo dobra historia. Ale dobrze, że nie kończysz z pisaniem ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń